- Obserwujemy 30 procentowy wzrost wezwań do zachorowań nie będących stanem zagrożenia życia – mówi Adam Stępka, rzecznik prasowy Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego.
W ciągu ostatnich 30 dni pogotowie wyjeżdżało do 14.370 wezwań. Z tego 8670 odebrano od godz. 7 do godz. 19, a 5610 od godz. 19 do godz. 7. Około 79 proc. stanowiły wezwania do domu pacjenta. Znaczna część tych chorych, głównie osoby starsze, potrzebowały pomocy, nie potrafiąc skorzystać z porad lekarskich udzielanych przez telefon. Jak wynika z obserwacji pracowników pogotowia, nadal są w tej grupie wiekowej osoby, które nie posiadają telefonów. Ze słów ratowników wynika, że znacznie mniej jest wezwań do pacjentów w miejscach publicznych - zasłabnięć na ulicach, w kościele czy sklepie co jest efektem wprowadzonych przez rząd obostrzeń.
Blisko 37 proc. dzwoniących do pogotowia to osoby z infekcjami. Każdej takiej osobie dyspozytor stawia pytania mające na celu ustalenie, czy dzwoniący mógł być narażony na zakażenie koronawirusem. Gdy pacjent ma temperaturę powyżej 38 stopni, kaszel, duszności, a infekcja szybko postępuje, to dyspozytor medyczny przekazując zlecenie do realizacji, zaznacza, że zespół ratownictwa (w czasie epidemii jeździ w wielorazowym kombinezonie białym lub szarym) powinien założyć strój jednorazowy o wyższym standardzie ochronny biologicznej. A tacy pacjenci przewożeni są do szpitali zakaźnych w Łodzi lub w Zgierzu.
- Wzywający pogotowie nadal nie mówią nam do końca prawdy. Dla przykładu podam, że pojechaliśmy do starszej kobiety, która miała infekcję, ale zataiła przed nami iż jej córka niedawno wróciła z Hiszpanii – dodaje Adam Stępka. – Nasz zespół dowiedział się o tym od sąsiada kobiety. Zespół został skierowany na 24-godzinną izolację. Na szczęście okazało się, że starsza pani nie była zakażona koronawirusem.
Jak mówi Adam Stępka, pracownicy pogotowia są zabezpieczeni w specjalistyczne środki ochrony osobistej.
Źródło: https://expressilustrowany.pl