Już nie tylko lekarz będzie mógł stwierdzić zgon i wystawić dokumenty potwierdzające śmierć w domu albo na ulicy. Od przyszłego roku w całym kraju powinni pojawić się koronerzy. Ministerstwo Zdrowia kończy pracę nad ustawą w tej sprawie. Obecne przepisy pochodzą z lat 60. ubiegłego wieku i często nikt nie chce przyjechać, by potwierdzić zgon, co powoduje ogromne kłopoty rodzin zmarłych.
Koroner ma być angażowany w każdej sytuacji, gdy do zgonu dochodzi poza szpitalem albo gdy do domu nie może przyjechać lekarz opiekujący się ostatnio zmarłym.
Koroner może być przydatny, kiedy do zgonu dojdzie na ulicy, poza miejscem zamieszkania, a nawet w domu w nocy. Teraz lekarze nie mają takiego obowiązku i często rodziny po kilkanaście godzin czekają, aż ktoś potwierdzi zgon bliskiej osoby.
Czasami rodzina dzwoni do lekarza, żeby przyjechał, nie mówiąc mu o tym, że ktoś zmarł. Lekarz już jest, więc kartę zgonu wystawi - mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich, który od lat domaga się utworzenia instytucji koronera.
Nawet śmierć w karetce pogotowia to problem, bo nie wiadomo, kto ma ją oficjalnie potwierdzić. Ponieważ w karetce nie ma lekarza, pacjent ląduje na oddziale szpitalnym, jest rejestrowany, jako jeszcze żywy. Następnie umiera w szpitalu - mówi Wójcik.
Według ostatniej wersji projektu, wykaz koronerów z zakreślonym obszarem działania ma prowadzić wojewoda, ale są głosy by przenieść to poziom niżej i zlecić starostom. To wiązałoby się z przekazaniem pieniędzy, bo w projekcie zapisano, że koroner ma dostawać za kompleksowe sporządzenie protokołu zgonu około 400 złotych. Sposób finansowania trzeba ustalić. W tej chwili na ten temat trwają dyskusje, jaki model zostanie wybrany - mówi wiceminister zdrowia Piotr Gryza.
Czytaj więcej: twojezdrowie.rmf24.pl