Dopiero po pięciu godzinach pracownicy szpitala wezwali karetkę do pacjenta, który miał zawał - czytamy w portalu wspolczesna.pl
Mężczyzna przeżył, ale wydolność jego serca jest teraz trzykrotnie niższa, niż być powinna.
– Jestem wrakiem człowieka – mówi Stanisław Jarząbski. – Nie mam siły chodzić, każdego dnia przyjmuję garść tabletek. Na dodatek, brakuje mi pieniędzy, by lekarstwa wykupić. W szpitalu zrujnowali mi życie.
Suwalczanin domaga się ukarania winnych. O sprawie zawiadomił organy ścigania.
– W połowie stycznia tego roku wszczęliśmy postępowanie wyjaśniające – informuje Ryszard Tomkiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Suwałkach. – Jesteśmy na etapie gromadzenia dokumentacji medycznej z placówek, w których ten pan był hospitalizowany. Wkrótce będziemy przesłuchiwać świadków.
Jarząbski ma 56 lat, mieszka w Suwałkach. Choruje na cukrzycę i ma problemy z trzustką. Z tego powodu trafił na oddział wewnętrzny i gastroenterologii.
– Serce miałem zdrowe – zapewnia. – Tak przynajmniej wynikało z kompleksowych badań, które robiłem pół roku wcześniej. Zresztą, nigdy nie odczuwałem żadnych dolegliwości.
W sobotę wieczorem źle się poczuł. Mówi, że wcześniej zażył jakąś szaro-niebieską tabletkę.
– Strasznie bolało w klatce piersiowej – wspomina. – Zacząłem tracić czucie w lewym boku. Około 5. nad ranem nie mogłem już wytrzymać z bólu i poszedłem po pomoc na dyżurkę.
Mężczyzna twierdzi, że pielęgniarka postanowiła zrobić badanie aparatem ekg. Rzekomo coś jej nie wychodziło, więc wyrzuciła wydruk do kosza i poprosiła o pomoc koleżankę. Siostry miały ponownie podłączyć urządzenie, a wynik badania znowu trafił do kosza.
– Nie wiem o co chodziło, ale miałem wrażenie, że aparat zatrzymuje się – dodaje Jarząbski.
Później pielęgniarki wsparte ratownikiem medycznym zrobiły mężczyźnie trzecie badanie ekg. Co wykazało, nie wiadomo. Mężczyzna wrócił na salę i czekał na przyjście lekarza.
– Pojawił się około dziewiątej rano – precyzuje nasz rozmówca. – Gdy poskarżyłem się na ból stwierdził, że mam zawał. I dodał, że tak się zdarza.
Później lekarz wezwał karetkę, która przewiozła wijącego się z bólu Jarząbskiego do Ośrodka Kardiologii Inwazyjnej w Augustowie. Tam trafił prosto na stół operacyjny. W karcie szpitalnej kardiolog Krzysztof Turuk z augustowskiej placówki stwierdził, że pacjent trafił "w szóstej godzinie bólu zawałowego”. Z medycznych dokumentów wynika też, że po zabiegu współczynnik wydolności serca Jarząbskiego wynosi zaledwie 20 procent, podczas gdy u zdrowego człowieka jest dwa, a nawet trzy razy wyższy.
Jarząbski nie ukrywa, że będzie dochodził od szpitala zadośćuczynienia.
– Chcę pieniędzy na leczenie – mówi. – Renta, którą obecnie otrzymuję jest zbyt niska, a pracować nie mogę.
Źródło: wspolczesna.pl
Komentarze