Mieszkanka Łodzi ma poważny kłopot ze zdjęciem gipsowego opatrunku z nogi. Przychodnie wyznaczają termin w styczniu lub w ogóle nie chcą podjąć się tej prozaicznej czynności. Powód? Do złamania doszło poza Łodzią.
Pacjentka została poinformowana w przychodni, że gips może zostać zdjęty nie 19 grudnia, jak zalecił lekarz, tylko w styczniu. Trzy inne przychodnie w ogóle nie zajmują się zdejmowaniem gipsów. W szpitalu przekazano, że zdjęciem powinni się zająć ci, którzy gips zakładali.
Łodzianka zadzwoniła do szpitala w Pabianicach. W tym mieście doszło do złamania nogi i tam, w szpitalu, udzielono jej pomocy. - Pozbędę się gipsu w terminie. Ale będę musiała przejechać w tym celu ponad 40 kilometrów - opowiada pacjentka w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
Jak podaje
Gazeta, z obserwacji poczynionych w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa
Medycznego w Łodzi wynika, że w tym roku było już około stu podobnych
przypadków. Zdesperowani ludzie, odsyłani przez inne placówki, trafiają
do pogotowia.
- Mamy więc dramatyczne sceny i awantury, bo
ludzie domagają się zdjęcia gipsu - przyznaje Janusz Morawski, dyrektor
ds. medycznych łódzkiego pogotowia.
Tłumaczy powody: - Pacjenta
trzeba zbadać, zrobić zdjęcie rentgenowskie, żeby sprawdzić, czy
leczenie przyniosło rezultaty. A to koszt około stu złotych. O tej porze
roku pojawiają się problemy, bo dużo jest połamanych rąk i nóg, a
kontrakty placówek się kończą.
Źródło: rynekzdrowia.pl