Tylko w ostatnich dwóch miesiącach krakowski sąd skazał na kary grzywien dwie osoby, które znieważyły dyspozytorów medycznych Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego (KPR). W obu przypadkach oskarżeni przyznali się do winy. Dyspozytorzy twierdzą, że coraz częściej spotykają się z agresją ze strony dzwoniących na numer alarmowy.
- Komentować i obrażać jest łatwo. Bardzo często zapomina się jednak o konsekwencjach, jakie za to grożą - mówi Piotr Dymon, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych.
W pierwszym przypadku, w którym zapadł wyrok, dyspozytor medyczny spokojnie zbierał wywiad od zgłaszającego. - Zadawał pytania zgodnie z procedurą. W trakcie wywiadu nic nie wskazywało na to, że wzywający może być agresywny - tłumaczy Joanna Sieradzka, rzecznik prasowy KPR.
Dodaje, że przypadek nie był typowy i dyspozytor, by podjąć właściwą decyzję, musiał pozyskać szczegółowe informacje, dotyczące stanu zdrowia pacjenta. Więcej Sieradzka powiedzieć nie może, gdyż chodzi o dane wrażliwe.
- Ostatecznie dyspozytor poinformował wzywającego o zadysponowaniu zespołu ratownictwa medycznego. Wtedy - z zupełnie niezrozumiałych powodów, nastąpiła litania przekleństw - dodaje Sieradzka. Padły wyzwiska, wulgaryzmy, a nawet groźby. Zgłaszający krzyczał: „ja cię dopadnę!”. Ostatnio sąd wydał wyrok w tej sprawie. Stwierdził, że doszło do znieważania funkcjonariusza publicznego - a takim jest dyspozytor - podczas pełnienia obowiązków służbowych. Zasądzono karę ponad 2 tys. zł.
W drugim przypadku zgłaszający dwukrotnie dzwonił na numer alarmowy. Za pierwszym razem dyspozytorka odmówiła wysłania karetki. - Pacjent zadzwonił po raz drugi i - nawet nie próbując odpowiadać na pytania naszej dyspozytorki - obrzucił ją obelgami. Nie wyjaśnił, o co chodzi, a jedynie krzyczał, m.in. „takie k… nie powinny pracować” - relacjonuje Sieradzka.
Dyspozytorka zapytała: „czy ma pan świadomość, że mnie pan obraża?”. Pacjent odpowiedział: „tak, mam”. Sąd nie miał wątpliwości, że także w tym przypadku doszło do znieważenia. Orzekł o karze grzywny w wysokości 900 zł.
Dyspozytorka, która zdecydowała się oskarżyć wzywającego karetkę, twierdzi, że w jej pracy zdarzają się rozmowy trudne, wręcz „ciężkie do przeprowadzenia”. Ze względu na swoje bezpieczeństwo chce pozostać anonimowa. - Przerażające, a zarazem przykre jest dla mnie to, iż grupa tych ludzi się powiększa.
Dzwoniący nie chcą odpowiadać na pytania, nie chcą udzielać pierwszej pomocy na miejscu zdarzenia, nie słuchają dyspozytora. Bywają wulgarni i agresywni. Próbują wzbudzić w nas poczucie winy za stan pacjenta czy sytuację, w jakiej się znaleźli - mówi nam dyspozytorka.
Ludzie dzwonią i krzyczą, że „karetka im się należy, bo płacą podatki”. - Często tłumaczenia o braku wskazań do zadysponowania zespołu ratownictwa medycznego czy informacja o możliwości skorzystania z innej formy pomocy np. w przychodni, spotykają się z jeszcze większą agresją - mówi dyspozytorka. I dodaje, że społeczeństwo powinno wreszcie zrozumieć, że udzielanie pomocy nie kończy się na wykręceniu numeru alarmowego.
Cztaj więcej: krakow.naszemiasto.pl