Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Karetki często wożą pacjentów z udarem mózgu do szpitali, w których nie ma oddziału udarowego, a nierzadko nawet neurologii.

Kardiolodzy ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu chcą przeprowadzić wielką kampanię na rzecz uświadomienia wszystkim, że gdy pojawia się ból w klatce piersiowej, to trzeba natychmiast wzywać pogotowie. Im później bowiem chory z zawałem serca ma balonikowanie polegające na udrożnieniu zatkanych tętnic wieńcowych, tym gorzej, bo obszar martwicy w sercu jest większy.

Badania oparte na danych z zabrzańskiego rejestru zawałów pokazują, że przy zawale nie ma na co czekać – pacjenci przywożeni z opóźnieniem na kardiologię są potem bardziej narażeni na niewydolność serca, częściej hospitalizowani i więcej z nich umiera w ciągu roku na zawał.

Ale dzięki akcji „Zawał serca – czas to życie” kardiolodzy przeanalizowali też dane z pogotowia. Okazało się, że od momentu, gdy pacjent dzwoni na pogotowie, do chwili, w której zostanie przyjęty w szpitalu, mija średnio 48 minut. To dobry wynik, zwłaszcza że ten czas obejmuje zebranie wywiadu od pacjenta, wysłanie karetki, dojazd na miejsce, zbadanie i transport do szpitala.

Niestety, co trzeci chory z zawałem jest przywożony do szpitala, w którym nie ma pracowni wykonującej balonikowanie. Dzieje się tak, choć karetki mają możliwość transmisji EKG!

Te dane dotyczą Śląska, ale zapewne podobnie jest w całej Polsce. Pogotowie zostawia chorego w szpitalu bez kardiologii i odjeżdża. Potem szpital musi zamówić na własny koszt inną karetkę, by zawiozła pacjenta na balonikowanie. Tak marnuje się średnio godzinę, która przecież może zaważyć na czyimś życiu.

Problem zresztą nie dotyczy tylko zawałów serca. Także pacjenci z udarem mózgu mimo często oczywistych objawów wożeni są do szpitali, w których nie ma oddziału udarowego, a nierzadko nawet neurologii.

Kiedyś pogotowie tłumaczyło, że ustawa o ratownictwie medycznym nakazuje transport chorego do najbliższego szpitala. Przepisy jednak doprecyzowano, by nie dochodziło już do skandalicznych przypadków, kiedy dziecko po wypadku wiezie się do szpitala, w którym nie ma ani pediatrii, ani nawet oddziału ratunkowego. Sytuacja się poprawiła, ale wciąż zbyt często pogotowie idzie na łatwiznę.

Najświeższy przykład z zeszłego tygodnia: w Gliwicach zamknięto ortopedię i wszystkich pacjentów wymagających pomocy pogotowie zaczęło wozić na ortopedię do Zabrza, bo najbliżej. To sparaliżowało jednak pracę oddziału w Zabrzu. Lekarze wisieli na telefonach, szukając chorym miejsc w innych szpitalach.

Czytaj więcej: wyborcza.pl

Twoja reakcja na artykuł?

Aby dodać komentarz, zaloguj się!

 

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account