Czy dyspozytor, z którego ust padają słowa "każdy kiedyś umrze", może decydować o życiu drugiego człowieka? Czy w tym przypadku był sens dzwonić pod 112, skoro efektem było to, że karetka wyjechała do potrzebującego o wiele za późno.
Przez kilka minut Sebastian Banasiak, mieszkaniec Ostrowa Wielkopolskiego prosił o szybką interwencję lekarzy, bo jego przyjaciel się dusił. Zadzwonił pod 112. To był początek długiego oczekiwania na decyzję i skandalicznego zachowania dyspozytora. - Po godzinie 14 zrobiłem obiad. Jurek nic się nie odzywał. Po prostu kasłał i poszedł na schody do domu. Oparł się o drzwi. Kasłał i piana leciała mu z buzi – opowiada Banasiak.
W czasie przyjmowania zgłoszenia pana Sebastiana dyspozytorka 112 sporządziła tzw. elektroniczną formatkę, widoczną także w centrum ratownictwa medycznego w Kaliszu. Banasiak został po chwili przekierowany właśnie do dyspozytora medycznego w tym mieście, który powinien już znać treść wcześniejszej rozmowy. Dyspozytor ponownie jednak poprosił go o podanie tych samych informacji, co zdenerwowało mężczyznę, który walczył o życie przyjaciela.
Dyspozytorowi także puściły nerwy i rozmowa przerodziła się w awanturę.
- To jest kpina – mówił pan Sebastian. - Panie, przestań pan gadać. Proszę pana, co się dzieje? - dopytywał dyspozytor. - Proszę pana, chcę ratować człowieka, a tu 10 telefonów trzeba wykonać. Człowiek umrze, no, bez jaj - denerwował się Banasiak. - No to umrze. Każdy umrze, panie – odpowiedział mu dyspozytor.
Pan Sebastian wykonał trzy połączenia, żeby wezwać pomoc. Od momentu pierwszego wezwania do przyjazdu karetki minęło 16 minut. - Po przybyciu na miejsce zdarzenia znaleźliśmy na posesji nieprzytomnego pacjenta. Niestety, po zebraniu wywiadu od osób obecnych na miejscu zdarzenia oraz po przeprowadzeniu badania przedmiotowego pacjenta stwierdziłem zgon. Tego człowieku już się nie dało uratować – mówi doktor Dariusz Bierła, lekarz pogotowia ratunkowego w Ostrowie Wielkopolskim.
Czytaj więcej: tvn24.pl
Komentarze