Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

ImageJuż nie policja czy straż pożarna, ale specjalnie przeszkoleni operatorzy, będą odbierać zgłoszenia z alarmowego numeru112. Jedyne w województwie Centrum Powiadamiania Ratunkowego ruszy w Białymstoku pierwszego sierpnia. Wzywanie pomocy ma być wtedy łatwiejsze, a czas oczekiwania na nią krótszy.

Numer alarmowy 112. Numer krótki, ale dziś droga do realizacji zgłoszenia długa. Na razie jest tak, że gdy wybieramy ten numer z telefonu komórkowego - zgłasza się policja. Gdy dzwonimy ze stacjonarnego odbierze straż pożarna. - Jeżeli to zgłoszenie dotyczy interwencji strażackiej jest natychmiast obsługiwane, tak, jakby było to z numeru alarmowego 998 – mówi st. kpt Marcin Janowski z Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Białymstoku.

Ale kiedy dzwoniący chce wezwać pogotowie, czy policję strażacy muszą zgłoszenie przekierować. Rocznie podlascy strażacy przyjmują około trzech tysięcy zgłoszeń, które muszą przekierować. Policja około stu dwudziestu tysięcy. Takie wzajemne informowanie się służb zabiera cenne minuty w sytuacjach kryzysowych. Zmieni się to od pierwszego sierpnia, gdy w budynku przy ulicy Warszawskiej, po wielu miesiącach przygotowań, zacznie pracować Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Obsłuży wszystkie zgłoszenia z numeru 112. Odbiorą je specjalnie przeszkoleni operatorzy. - Do ich głównych zadań będzie należała ocena zgłoszenia, klasyfikacja zgłoszenia, przygotowanie wstępnej informacji w postaci formatki i przekazanie tejże formatki do danej służby, która powinna to zgłoszenie obsłużyć – informuje Jerzy Kędzierowicz z Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego. 

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

ImagePoznanianka bezskutecznie prosiła o zastrzyk i wezwanie karetki do swojej niepełnosprawnej córki.

Wizyta w poznańskiej przychodni POSUM dla pani Haliny i jej córki skończyła się godzinnym koszmarem. Pacjentka, której niepełnosprawna córka dostała nagłego ataku bólu, miała usłyszeć, że nie może liczyć na zastrzyk przeciwbólowy dla niej. Sama musiała poszukać pomocy. A na przyjazd karetki, która po wielu prośbach w końcu przyjechała do córki, czekała... godzinę. W tym czasie, według relacji matki, dziewczyna czekała na korytarzu. Bo lekarka stwierdziła, że blokuje jej kolejkę... 

Jak to się zaczęło? Pani Halina nie znała lekarki. Nie jest z Poznania. Na wizytę czekała trzy miesiące. Na początku kwietnia pojawiła się z córką w poradni endokrynologicznej w POSUM przy Al. Solidarności.

I tam miał zacząć się koszmar. W poczekalni cierpiąca na zespół Marfana córka źle się poczuła. W gabinecie zwijała się już z bólu. Matka poprosiła więc lekarkę o zrobienie zastrzyku przeciwbólowego. Co usłyszała? Że nie ma takiej możliwości, bo musi to zrobić pielęgniarka. I że może ktoś inny w przychodni zrobi taki zastrzyk.

– Byłam na oddziale rehabilitacji, w rejestracji, w stacji pogotowia ratunkowego, rozmawiałam z pielęgniarką na diabetologii, nic nie wskórałam. A gdy szukałam pomocy, lekarka wyprosiła cierpiącą córkę na korytarz i tam kazała jej czekać – relacjonuje pani Halina.

W końcu zainterweniowali pacjenci czekający w korytarzu. Zażądali od lekarki, by wezwała karetkę. Ta nie chciała jednak przyjechać, bo... najpierw potrzebna była rozmowa z panią doktor, której nie było w gabinecie. W końcu lekarka zadzwoniła na pogotowie. Z telefonu pacjentki...

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

ImageMinisterstwo Zdrowia potwierdziło - co wykazywała "Gazeta" - że nie trzeba wyposażać karetek w drogie pompy do podawania pacjentom płynów, takie, jakie stosuje się w szpitalach. Chciał to wymusić opolski NFZ

Przypomnijmy: startujący w konkursie na ratownictwo medyczne w naszym regionie zostali zaskoczeni żądaniem komisji konkursowej, by wyposażyli swe karetki w przepływowe pompy wolumetryczne, które na co dzień stosuje się na oddziałach szpitalnych np. przy chemioterapii i które kosztują 5 tys. zł za sztukę. Opolski NFZ upierał się - mimo opinii krajowego, jak i regionalnego konsultanta od ratownictwa medycznego - że stosowane dotąd w karetkach prostsze i tańsze pompy strzykawkowe są niewystarczające. Jak ustaliliśmy, w pompę przepływową zaopatrzyła wcześniej karetkę w Kluczborku szefowa tamtejszego szpitala, jednocześnie radna wojewódzka PSL Renata Jaszcz-Zalewska, której placówka też startuje w przetargu i gdyby wymóg pomp przepływowych został utrzymany, dostałaby dodatkowe punkty w konkursie.

Protestowali przeciwko temu inni startujący w konkursie, ale ich monity komisja konkursowa opolskiego NFZ zbywała.

Po tym, jak "Gazeta" zainteresowała się tematem i wysłała pytanie do Ministerstwa Zdrowia, opolski NFZ zdecydował się zrobić to samo. Wczoraj przyszła odpowiedź. Że pompy strzykawkowe - a nie tylko przepływowe, których wymagał opolski NFZ - spełniają wymogi ministerstwa dotyczące wyposażenia ambulansów. Oznacza to także, że startujący w konkursie, którzy zakupili wcześniej pompy przepływowe, nie dostaną za to dodatkowych punktów.


Z takiego stanowiska cieszy się Ireneusz Weryk, dyrektor Falck Medycyna ds. Ratownictwa i Edukacji Medycznej, które od początku protestowało przeciwko opolskiego NFZ. Oświadczenie mówiące o tym, że nie ma uzasadnienia, by w karetkach montować pompy przepływowe, napisał do opolskiego NFZ także szef Opolskiego Centrum Ratownictwa Medycznego Ireneusz Sołek.

- Zaskoczeniem dla nas był opór, jaki w sprawie pomp wykazał opolski oddział NFZ - mówi Weryk. - Byłem ratownikiem, od lat wyposażamy ambulanse. Szkoda, że opolskiemu oddziałowi NFZ w podjęciu decyzji nie wystarczyła opinia konsultanta wojewódzkiego czy krajowego. Na szczęście decyzja ministerstwa jest też po naszej myśli. Sprawę uważamy za zamkniętą - powiedział.
 
Źródło: opole.gazeta.pl
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

ImageJeżeli Szpital Powiatowy w Oleśnie (województwo opolskie) nie wygra konkursu na kontrakt na ratownictwo medyczne, będzie musiał zwrócić 700 tys. zł dotacji unijnej.

Pieniądze z dotacji placówka wydała na zakup dwóch nowych karetek. Sam szpital do zakupu dołożył jedynie 120 tys. Teraz, jeżeli lecznica nie podpisze umowy na świadczenia z zakresu pomocy doraźnej i transportu sanitarnego, przyznane jej pieniądze trzeba będzie zwrócić.

Andrzej Prochota, dyrektor Szpitala Powiatowego w Oleśnie, wręczył 23 pracownikom wypowiedzenia, w tym kierowcom karetek i ratownikom medycznym. Jak jednak przyznaje w rozmowie z portalem rynekzdrowia.pl, ma nadzieję, że będzie mógł je wycofać.

Jeżeli szpital przegra konkurs, nie skończy się na zwolnieniu 23 osób.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
ImageMałopolski Oddział Wojewódzki NFZ kontroluje obecnie oferentów, którzy zgłosili się do konkursu ofert w rodzaju ratownictwo medyczne. Rozstrzygnięcie kontraktowania planowane jest na 31 maja.

Jak informuje w rozmowie z portalem rynekzdrowia.pl Jolanta Pulchna, rzecznik Małopolskiego OW NFZ, kontrole świadczeniodawców zakończą się do 20 maja. W przyszłym tygodniu rozpoczną się negocjacje.

Zgodnie z planem wojewody małopolskiego region podzielony jest na 20 rejonów operacyjnych. Do NFZ wpłynęło 20 ofert.

- Podpisujemy umowy na 1,5 roku, jednak warunki finansowe są ustalane na pół roku - informuje Jolanta Pulchna. - Na najbliższe półrocze NFZ ma do rozdysponowania kwotę 68 mln zł - dodaje.

 

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account