Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

ImageUsunięcie brodawki, potocznie zwanej kurzajką - 3 dni na oddziale dermatologicznym. Badanie słuchu u dziecka - 3 dni na oddziale laryngologicznym. Kolonoskopia - tydzień w szpitalu. W opinii ekspertów rynku ochrony zdrowia, odsetek niepotrzebnych hospitalizacji może sięgać w Polsce nawet 25%.

Jednocześnie kolejne pomysły na racjonalizację czasu pobytu w szpitalu przechodzą z trudem lub przepadają. Rafał Janiszewski z kancelarii doradczej zajmującej się m.in. audytami dokumentacji medycznej wskazuje, że przedłużanie hospitalizacji to działanie mające na celu łatwiejsze pozyskanie pieniędzy.

Można w poradni

– Na przykład świadczenia diagnostyczne wykonywane w ramach ambulatoryjnej specjalistyki są znacznie niżej wycenione przez NFZ niż hospitalizacje kwalifikowane na podstawie rozpoznania, gdzie jego postawienie jest jedynym warunkiem rozliczenia hospitalizacji. Oczywiście zasadniczą kwestią jest to, czy ów pacjent wymaga pobytu w szpitalu. W dużej części, nie – stwierdza Janiszewski w rozmowie z Rynkiem Zdrowia.

Jako przykład podaje hospitalizację, za którą NFZ płaci 2100 zł. Podczas jej trwania szpital robi choremu RTG, USG i morfologię.

– Te same badania można by wykonać w poradni. Wraz z dobrze opłaconą poradą kosztowałyby 120 zł. Jednak dostęp do nich jest utrudniony. Mamy kolejki, które wynikają z niskiego poziomu finansowania. Ale popatrzmy, ile takich porad można kupić za 2100 zł? – wskazuje ekspert.

W jego opinii, potrzebna jest systemowa zmiana finansowania ambulatoryjnej specjalistyki i szpitalnictwa, która przeniosłaby ciężar finansowania na opiekę otwartą poprzez zwiększenie finansowania poradni i diagnostyki.

Zawyżanie i przepłacanie
Zanim to jednak nastąpi, Fundusz będzie podczas kontroli trafiał na przypadki nadużyć.

– Poddaliśmy kiedyś kontroli jeden z powiatowych szpitali, który wykazywał bardzo duże nadwykonania. Okazało się, że pacjenci, którzy mieli mieć jedynie wykonane USG czy kolonoskopię, byli hospitalizowani przez kilka dni. Z tego powodu NFZ, tylko za samo badanie, musiał płacić szpitalowi kilkaset złotych zamiast kilkudziesięciu – mówi Beata Szczepanek, rzecznik świętokrzyskiego oddziału NFZ.

Jak wynika z doświadczenia świętokrzyskiego Funduszu, niepotrzebne hospitalizacje mogą dotyczyć również chirurgii jednego dnia.

– Jeden ze świadczeniodawców wykazywał w rozliczeniach z NFZ pacjentów, którzy byli leczeni w trybie jednego dnia i za których lecznica otrzymywała stawkę szpitalną, którą wynegocjowała – informuje rzecznik ŚOW NFZ. – Tymczasem, jak wykazała kontrola, byli to pacjenci, leczeni w trybie ambulatoryjnym, np. mieli zmieniany cewnik czy opatrunek.

– Łącznie, w sprawdzanych 19 miesiącach, wycenę kosztów – w stosunku do faktycznie wykonywanych świadczeń – zawyżono o 194,9 tys. zł – dodaje Beata Szczepanek.

Brakuje klimatu dla dobrych rozwiązań
To „wynik” zaledwie jednej placówki. Nieuzasadnione względami leczniczymi hospitalizacje mogą kosztować płatnika miliony złotych. Jednocześnie nie ma klimatu dla rozwiązań, które skracałyby czas pobytu pacjenta w szpitalu.

Przekonał się o tym Norbert Krajczy, dyrektor ZOZ w Nysie, gdzie w 2004 r. powstał dzienny oddział szybkiej diagnostyki. Na oddziale tym wykonywana była diagnostyka laboratoryjna, obrazowa, badania endoskopowe. Pacjent, który trafiał na ten oddział, wracał do specjalisty albo trafiał na oddział stacjonarny – już z diagnostyką (tańsze koszty dla samego szpitala) i był dalej leczony.

– Od dwóch lat system JGP nie rozlicza dziennych oddziałów szybkiej diagnostyki, gdyż chory w tym systemie ma być pacjentem oddziału, czyli ma leżeć. Te same badania, które robiło się w kilka godzin, nadal robi się w kilka godzin, jednak pacjent zostaje na łóżku oddziału wewnętrznego... – tłumaczy dyrektor Krajczy.

Jak podkreśla, problem wyrzucenia z systemu dziennych oddziałów szybkiej diagnostyki próbował poruszyć nawet na senackiej komisji zdrowia. Bez skutku. Norbert Krajczy ma jednak nadzieję, że wcześniej czy później NFZ dostrzeże zalety takiego rozwiązania.

Na jeden dzień
Racjonalizacji w zakresie czasu hospitalizacji podjęli się też hematolodzy z Wielkopolski.

– Poznańska hematologia, jak wiele podobnych lecznic, cierpi na deficyt łóżek. Stąd poszukiwanie sposobów, aby te, które są, wykorzystać jak najlepiej – mówi prof. Mieczysław Komarnicki, kierownik Kliniki Hematologii i Chorób Rozrostowych Układu Krwiotwórczego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

Jednym z rozwiązań jest tzw. hospitalizacja jednodniowa, gdzie pacjent zdiagnozowany, z ustaloną terapią, trafia do szpitala na jeden dzień. Dostaje chemioterapię, przebywa w szpitalu pod obserwacją kilka godzin, po czym wraca do domu.

– Nie dotyczy to oczywiście pacjentów po przeszczepieniach, z ostrymi białaczkami, ale tych, w stosunku do których można bezpiecznie zastosować taki rodzaj hospitalizacji – podkreśla prof. Komarnicki.

– Gdyby nie było sali dziennego pobytu, pacjenci na łóżko czekaliby tygodniami, co w przypadku chorób nowotworowych nie może mieć miejsca. Inne szpitale też korzystają z takiego rozwiązania, ale powinno być ono stosowane znacznie szerzej niż obecnie – uważa profesor.

W jego opinii, NFZ poprzez swoje przepisy wymusza pewne sposoby postępowania niezgodne ze zdrowym rozsądkiem. Prof. Komarnicki wskazuje, że problem leży w wycenach.

– Powinny być ujęte w sposób, który nie wymuszałby na lekarzach wydłużania czasu hospitalizacji po to, żeby pokryć koszty ewentualnego leczenia. Per saldo to nie są oszczędności, tylko straty. Koszty hotelowe to też są pieniądze – zaznacza hematolog.

Trzeba liczyć koszty
W podobnym tonie wypowiada się Marek Nowak, dyrektor Regionalnego Szpitala Specjalistycznego w Grudziądzu.

– Niepotrzebne hospitalizacje zdarzają się chyba u kogoś, kto nie umie liczyć kosztów. W życiu nie położyłbym pacjenta z kurzajką na 3 dni, bo bez dotknięcia skalpelem, bez żadnego lekarza i pielęgniarki, taki pacjent kosztuje mnie już 300 zł dziennie – wylicza dyrektor Nowak.

Podkreśla, że na rewolucyjne i szybkie zmiany systemowe nie ma co czekać. Zamiast tego warto postawić na dobrą organizację pracy szpitala. Jako przykład Marek Nowak podaje pacjenta, który ma być hospitalizowany na oddziale chorób wewnętrznych przez 3 tygodnie.

– Pacjent tylko przez dwa tygodnie będzie u nas zażywał leki, ale w szpitalu musi zostać jeszcze przez tydzień. Przenoszę go więc na łóżko „przyklejone” do innego oddziału, na nasz koszt. Podlega dalszej hospitalizacji, ma dobrą opiekę, ale nie obciąża już tzw. ostrego łóżka, bo ono powinno być przeznaczone właśnie dla ostrych przypadków – wyjaśnia szef grudziądzkiej lecznicy.

Hotel jednak będzie działać?
Inne łóżka chciał odciążyć Zbigniew Pawłowicz, dyrektor Centrum Onkologii w Bydgoszczy. Przy lecznicy w 2008 r. wybudował hotel, z którego mieli korzystać chorzy poddawani radioterapii. Jak wyjaśniał dyrektor, pod względem medycznym pacjenci ci angażowani są kilkanaście minut dziennie, bo tyle trwa napromienianie. Nie ma więc potrzeby, by zajmowali szpitalne łóżko z całodobową opieką medyczną.

Za inicjatywą szefa bydgoskiej lecznicy przemawiały opinie ekspertów. Prof. Jacek Jassem, kierownik Kliniki Onkologii i Radioterapii GUMed, zaznaczał, że aż 90 proc. chorych poddawanych radioterapii nie musi trafiać na oddział.

Przekonująco wypadały również zestawienia kosztów. Za dobę hospitalizacji w bydgoskim Centrum Onkologii, NFZ płacił średnio 600 zł. Z pobytem chorego w hotelu płaciłby jedną czwartą tej kwoty.

Fundusz argumentował jednak, że w katalogu finansowania świadczeń medycznych NFZ nie ma kosztów pobytu pacjentów w tego rodzaju obiektach. Ostatnio pojawiła się nadzieja, że Hotel Pozyton będzie mógł pełnić zadania, z myślą o których został uruchomiony.

– Na początku lutego spotkałem się w tej sprawie z minister zdrowia Ewą Kopacz, złożyłem odpowiednie dokumenty i mam obietnicę, że świadczenie to będzie kontraktowane – mówi dyrektor Zbigniew Pawłowicz.

Źródło: rynekzdrowia.pl

Twoja reakcja na artykuł?

Aby dodać komentarz, zaloguj się!

 

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account