Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

- Stawianie szlabanów przed blokami to celowe narażenie życia i zdrowia ich mieszkańców - uważa Andrzej Szmit, dyrektor pogotowia ratunkowego. Sprawę zgłosił prokuratorowi. Kilka dni temu karetka nie mogła dojechać do mieszkania przy Sosnkowskiego 48 w Gorzowie, w którym zasłabła kobieta po operacji serca. Liczyła się każda sekunda.

Wtorek 30 sierpnia, kilka minut po godz. 8. Z gorzowskiej stacji pogotowia ratunkowego wyjeżdża zespół specjalistyczny. Na pokładzie lekarz Andrzej Szmit - dyrektor ma kilka dyżurów w miesiącu. Zgłoszenie jest realizowane w najpilniejszym trybie - stanu zagrożenia zdrowia lub życia. Młoda kobieta po operacji serca straciła bowiem przytomność. Pomoc wezwał jej syn.

Szlaban nie do przejścia

- Gdy dojechaliśmy na miejsce na naszej drodze pojawił się szlaban, który nie miał opcji awaryjnego otwierania bez użycia pilota. Siłą też nie dało się go sforsować. Zaporę natrafiliśmy już na wjeździe na parking. A przecież adres przy ul. Sosnkowskiego 48 był na wielu budynkach. Klatki 48 N, do której musieliśmy się dostać, z tego miejsca nie widać. Oznaczenia tego adresu były nieczytelne. Nie było możliwości dojazdu do budynku z innej strony. Próbowaliśmy się dostać karetką, ale na naszej drodze stawały skarpy i specjalne kamienne blokady - opowiada "Wyborczej" Andrzej Szmit, dyrektor wojewódzkiej stacji pogotowia ratunkowego w Gorzowie Wielkopolskim.

Ostatecznie po kilkunastu minutach ratownicy dostali się na parking, bo jeden z kierowców otworzył szlaban (zgłaszający nie mieli pilota do bramy, bo nie mają samochodu). Do kobiety pomoc dotarła z "wielominutowym opóźnieniem". Na szczęście przeżyła tę problemową interwencję...

Cały tekst: gorzow.wyborcza.pl

Twoja reakcja na artykuł?

Aby dodać komentarz, zaloguj się!

 

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account