Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

NFZ przeprowadził kontrolę po tym, jak pięcioletni Adaś, po ciężkim wypadku, kilka godzin czekał w szpitalu na transport do Poznania. Lecznica ma zapłacić 48 tys. zł kary.

Taką informację przekazał w piątek dziennikarzom dyrektor wojewódzkiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia Karol Chojnacki. Przypomnijmy: chodzi o szpital, do którego w sierpniu, po ciężkim wypadku, trafił pięcioletni Adaś. Dziecko jechało akurat z dziadkiem do szpitala odwiedzić chorego brata. Wtedy auto wpadło do rowu. - Nie pamiętam tak ciężkiego przypadku - uszkodzone płuco, przepona, jelito, śledziona, oderwana nerka... - opowiadał "Gazecie" Maciej Burzyński, chirurg ze szpitala w Gostyniu.

Bałagan w szpitalu


Lekarze z Gostynia zdecydowali o przekazaniu małego pacjenta do szpitala klinicznego przy ul. Szpitalnej w Poznaniu. By przewieźć dziecko, potrzebna była karetka z lekarzem i specjalistycznym sprzętem. Ale ta akurat wyjechała z innym pacjentem na konsultacje do oddalonego o 30 km Leszna. Innego transportu lecznica nie miała.

Lekarze wezwali więc pogotowie lotnicze. Ale odmówiło ono pomocy. Jako przyczynę dyspozytor podał brak lądowiska przy gostyńskim szpitalu. Śmigłowiec może lądować w innym miejscu (w tym przypadku w grę wchodziło boisko sportowe) tylko w przypadku ratowania życia. Dyspozytor tymczasem uznał, że to zwykły lot transportowy.

W końcu szpital wezwał karetkę prywatnej firmy Falck, która ma umowę z NFZ na ratownictwo medyczne w powiecie. Karetka - jak podaje szpital - przyjechała po ponad dwóch godzinach. W sumie dziecko czekało więc na transport kilka godzin.

Czytaj więcej: poznan.gazeta.pl

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account