W swojej pracy widzieli już niejedno: brawurę, nieostrożność czy przecenianie własnych możliwości. Mówią, że najgroźniejsze są wysokie fale i wsteczne prądy. W ubiegłym roku w regionie utonęło 40 osób. O tym, jak unikać takich tragedii, ratownicy WOPR rozmawiali podczas międzynarodowej konferencji w Wyższej Szkole Gospodarki w Bydgoszczy.
Bez przeszkolonych psów praca ratowników byłaby dużo trudniejsza - oprócz tego, że pomagają holować tonącego, wyręczają ratowników w sytuacjach ekstremalnych, np. wskakując do lodowato zimnej wody. Na lądzie zaś wykorzystywane są do profilaktyki. - Stawiamy na profilaktykę i organizację pracy ratowniczej. To nam załatwia około 70-80 procent. Reszta, niestety, wiąże się z głupotą ludzi – mówi Andrzej Bełżyński z grupy ratowniczo-interwencyjnej z Helu.
Praca ratowników polega nie tylko na obserwowaniu wody i reagowaniu na ryzykowne zachowania ludzi, ale również na monitorowaniu plaży, bo i tam zdarza się wiele wypadków: omdlenia, ukąszenia przez owady czy złamania kończyn. Zdaniem uczestników międzynarodowej konferencji, poświęconej ratownictwu, polscy ratownicy znajdują się w czołówce 37 państw zrzeszonych w Organizacji Ratownictwa Wodnego. - Mają dobrych instruktorów, ratowników i nasza współpraca w organizacji trwa już prawie 40 lat - przyznaje Klaus Wilkens, prezes Europejskiej Organizacji Ratownictwa Wodnego.
- Ale umiejętności ratowników to nie wszystko - podkreślali uczestnicy konferencji. Czy uda się uratować życie tonącemu, zależy także od sprawnego sprzętu. - Sprzęt w niektórych miejscach mamy już nowoczesny, ale średnia w kraju jest taka, że jest co robić: powymieniać starocie na nowoczesny sprzęt – przyznaje Jerzy Telak, prezes Zarządu Głównego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
I właśnie perspektywom rozwoju ratownictwa wodnego w Polsce i temu jak spełniać europejskie standardy dyskutowano podczas obrad w WSG.
Iwona Komisarek
Źródło: tvp.pl