Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

ImageGodzina 10.50, w Gdańsku na ul. Nowe Ogrody na chodnik upada mężczyzna. Wymachuje rękami, jego ciałem wstrząsają drgawki. Zsuwa się do 1,5-metrowego dołu wykopanego przez remontujących drogę budowlańców. Nie może się stamtąd wydostać. Cały czas ma drgawki. Zatrzymują się przechodnie.

Ktoś schodzi do dołu, osłania głowę chorego, uspokaja. Do szpitala jest stamtąd około 50 metrów, trzeba przejść przez zakorkowaną ulicę, by się znaleźć w Pomorskim Centrum Traumatologii. Pan Janusz, świadek zdarzenia, podbiegł do stojącej w korku karetki pogotowia.

- Podbiegłem , wołam: "człowiek tam leży, pomóżcie!". Co mi odpowiedzieli? Że nie przyjadą, a w zasadzie - nie podjadą, bo

mieli najwyżej kilkanaście metrów. "Dlaczego?" - pytam. Bo nie mają zlecenia - odpowiedzieli.

Pan Janusz pobiegł do szpitala, na Szpitalny Oddział Ratunkowy. Krzyczał, że trzeba biec do chorego leżącego na chodniku. - Nie ma takiej możliwości, żeby teraz lekarz wyszedł do chorego - usłyszał od pielęgniarki. - Niech pan dzwoni na 999 - poradziła.

Pan Janusz zadzwonił na pogotowie, dzwonili też inni przechodnie. Machali również na przejeżdżające w tym miejscu liczne karetki pogotowia. Bez skutku. Erka przyjechała o godz. 11.05, po około 15 minutach do upadku chorego człowieka.

O zdarzenie zapytaliśmy p.o. kierownika SOR w Pomorskim Centrum Traumatologii, dr. Grzegorza Farana. - Miałem wówczas dyżur, przyjmowałem pacjenta - mówi dr. - Byliśmy gotowi do udzielenia pomocy, żeby wsiąść w karetkę i przejechać na drugą stronę ulicy. Pielęgniarka sprawdziła, czy pogotowie już jedzie, okazało się, że tak.

- Człowiek chce pomóc leżącemu na chodniku choremu, a tu nie ma szansy... Odbiłem się od nich jak od ściany. Poczułem się bezradny, nie mogłem zrozumieć, dlaczego nikt nie chce pomóc... - mówi pan Janusz.

- Jeżeli ten pan odniósł wrażenie, że nas nie interesuje los poszkodowanego, chcę zapewnić, że tak nie jest. Pomimo złego wrażenia, jakie mogliśmy sprawić, działania zmierzające do udzielenia pomocy zostały podjęte - mówi dr Faran.

- Ja odniosłem wrażenie, że nikogo w szpitalu nie obchodził los tego człowieka - ocenia pan Janusz.

Źródło: dziennikbaltycki.pl

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account