Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Prokuratura nie zgadza się na łagodne sankcje dla lekarki Anety Anny J.-N., która swojego pacjenta z zawałem przetrzymała kilka godzin bez specjalistycznej pomocy. Sąd pierwszej instancji warunkowo umorzył jej sprawę na dwa lata. Teraz zajmie się nią sąd odwoławczy.

Pacjent zmarł. Rodzina sześć lat walczyła o sprawiedliwość, nie o odszkodowanie, ale o czasowy zakaz wykonywania zawodu.

- Chciałam tylko, żeby w środowisku lekarskim nastąpiła refleksja - czy można postępować w ten sposób, aby kalkulować, czy pacjenta starego, chorego, warto ratować, czy nie - mówiła Iza Serafin córka zmarłego, oskarżycielka posiłkowa w procesie.

Po łagodnym wyroku w pierwszej instancji nie była pewna, czy będzie się odwoływać. Zrobił to jednak prokurator.

Karetkę zamówiła na 12.15

Tato pani Izy miał 67 lat, nowotwór i jedno płuco usunięte. W Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym im. J. Śniadeckiego czekał na rezonans, który miał dać odpowiedź na pytanie, czy nie ma przerzutów. Leżał na oddziale neurologii II. Zaczął źle się czuć, a próg bólowy miał bardzo wysoki, rodzina wiedziała więc, że jest bardzo źle. 16 listopada 2009 roku o godz. 9.30 miał zrobione badanie ekg. To był zawał mięśnia sercowego, potrzebna była natychmiastowa specjalistyczna pomoc. Córka wiedziała, że klinika kardiologii inwazyjnej szpitala uniwersyteckiego, która wyraziła zgodę na przekazanie jej pacjenta, znajduje się dosłownie po drugiej stronie ulicy. Błagała, żeby mogła tam ojca przewieźć, on umierał z bólu. - "Zawał musi boleć" - powiedziała mi lekarka prowadząca - relacjonowała Iza Serafin. - Dodała jeszcze: "Nie tak łatwo załatwić przewiezienie". Karetkę pogotowia zamówiła na godz. 12.15. Później dyspozytorka pogotowia zeznawała w procesie, że karetki jeździły na bieżąco, więc nic nie uzasadniało takiej zwłoki. W klinice kardiologii szpitala uniwersyteckiego na ratunek było już za późno. Pacjent przeszedł zabieg, ale około godz. 16 zmarł.

Sąd: z winy nieumyślnej

Córka złożyła w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Początkowo postępowanie umorzono, ale złożyła zażalenie i w końcu lekarka prowadząca Aneta Anna J.-N. została oskarżona o błąd w sztuce - narażenie pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu (przy czym ciążył na niej obowiązek opieki nad tą osobą, więc sankcja zaostrza się do 5 lat).

Czytaj więcej: bialystok.wyborcza.pl

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account