Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Ratownicy medyczni są zatrudniani na kontraktach, bo w ten sposób da się łatać dziury w grafikach. Możemy pracować, aż się nie przewrócimy. Kodeks pracy nas nie obowiązuje.

Bójka dwudziestu osób pod klubem Kapitol, trzydziestolatek skarżący się na arytmię, a tak naprawdę z kacem gigantem, pijany mężczyzna czołgający się po ziemi i twierdzący, że został postrzelony. Ale też poważne wypadki, poparzenia, trudne reanimacje. Często na niesprawnym sprzęcie i w niepełnym zespole. Doświadczeniami i problemami ze swojej pracy ratownicy medyczni dzielą się na profilu na Facebooku „To nie z mojej karetki”. Z humorem, żeby zagłuszyć bezsilność.

Rozmowa z Adamem*, administratorem fanpage’a na Facebooku „To nie z mojej karetki”

Martyna Śmigiel: „To nie z mojej karetki” – to jakiś żargon środowiskowy?
Adam: Jeśli wrzucamy na fanpage zdjęcie ambulansu, który brał udział w absurdalnej historii z dopalaczami i latającymi ubraniami w tle, zostaje tylko asekuracyjnie podpisać: „To nie z mojej karetki”. Takie zdjęcia dostajemy od naszych followersów. Od tego zresztą się zaczęło. Kolega poszedł na dyżur, a karetka po raz kolejny była niesprawna. Wrzuciliśmy to do internetu i okazało się, że takich przypadków jest mnóstwo, a każdy chce się podzielić swoją historią. Taka forma odreagowania tego, co spotyka nas na co dzień.

 

Na podstawie tych zgłoszeń stworzyliście mapę problemów w ratownictwie medycznym. Kilka punktów mamy w Warszawie. Np. na Wrzecionie zespół trzyosobowej karetki przez całą dobę jeździ w składzie dwuosobowym. Jest też historia ratownika, który wiózł na sygnale czteroletnie dziecko po reanimacji i uszkodził auto, za co groził mu brak premii.
– To i tak tylko niewielki wycinek tego, co nas spotyka. Nie możemy jednak publikować tego, na co nie mamy dowodów, bo grozi za to odpowiedzialność karna. Sygnały, jakie dostajemy, zakwalifikowałbym do trzech grup problemów. Pierwsza wiąże się z żenująco niskim finansowaniem całego systemu ochrony zdrowia, nie tylko ratownictwa medycznego. To sieć naczyń połączonych. Jeśli podstawowa opieka zdrowotna nie funkcjonuje dobrze, to zamiast jeździć do prawdziwych wyzwań i ciężkich przypadków, wyręczamy lekarza rodzinnego. Poza tym to nie jest sztuka uratować kogoś w ambulansie. Dla tego pacjenta musi się znaleźć miejsce w szpitalu. A w nich brakuje łóżek, lekarzy, pielęgniarek, panuje bałagan.

Co jeszcze jest problemem?
– Powszechny mobbing, łamanie praw pracowniczych, praca ponad ludzkie siły. Ratownicy są zatrudniani na kontraktach, bo to się bardziej opłaca pracodawcy i w ten sposób da się łatać dziury w grafikach. Możemy pracować, aż się nie przewrócimy. Kodeks pracy i tak nas nie obowiązuje.

Ile godzin miesięcznie zwykle wyrabia ratownik?
– Średnio 240 godzin. Znam rekordzistę, który pracował 560 godzin miesiąc w miesiąc przez rok. Nie ma się czasu dla siebie, nie ma się życia prywatnego, ale przede wszystkim świadczenie jest na bardzo niskim poziomie. Ryzyko, że popełni się błąd, rośnie. Wystarczy spojrzeć na pierwszą z brzegu epikryzę z SOR: same błędy, literówki, bo ludzie nie widzą na oczy. Znam historię ratownika, który jeździł nawet ciężko chory. Z biegunką i wymiotami był w gorszym stanie niż jego pacjenci, ale nie stać go było, by nie pójść do pracy.

Ile zarabia ratownik w Warszawie?
– 20 zł brutto za godzinę plus wywalczony dwa lata temu dodatek ministerialny w wysokości ok. 7 zł. Na co dzień ponosimy też koszty kursów i dokształcania, które jest obowiązkowe.

*Imię administratora zostało na jego prośbę zmienione

Czytaj wiecej: warszawa.wyborcza.pl

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account