Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

– Jesteśmy szaleńcami, że decydujemy się pracować w takich warunkach. Zarabiamy bardzo niewiele, ryzykując tak dużo – mówi Daniel Glazer, który od dwóch lat pracuje jako ratownik medyczny. O jakich kwotach mowa? – Kiedyś wstydziłem się o tym rozmawiać – przyznaje. Dziś ten okres ma już za sobą.

RAFAŁ GĘBURA: Od dwóch lat pracujesz jako ratownik medyczny. Ile żyć uratowałeś?

DANIEL GLAZER: Staram się nie liczyć, bo statystyki niestety nie są dla mnie korzystne. Kiedy mamy pacjentów w podeszłym wieku i podejmujemy się akcji reanimacji, to nie wiadomo co byśmy robili i jak bardzo byśmy chcieli temu pacjentowi pomóc w pewnym wieku po prostu nadchodzi czas i jesteśmy bezradni. Ale mogę się pochwalić, że kilku pacjentów udało się uratować.

Jak wygląda statystyka?

– Na 10 reanimacji 2-3 są udane. Tutaj mam na myśli, że pacjent trafia do szpitala.

Kilka żyć udało ci się uratować. Jakie to uczucie: uratować człowieka?

– To jest grupa niesamowicie mocnych emocji. Nie da się tego opisać. Niektórych pacjentów, których udało nam się uratować, wspominam jako wielki sukces, ale była to jednocześnie destrukcyjna praca. Kosztowało nas to wiele stresu i energii.

Pamiętasz swoją pierwszą interwencję?

– Byłem wtedy studentem ratownictwa, robiłem praktyki. Bardzo długo jechaliśmy do tego pacjenta, był to dystans około 20 km, zajęło nam to mniej więcej 20 minut. Niestety pacjent zamarł. To, co uderzyło mnie w tym wyjeździe, to to, że w jego domu było mnóstwo osób i nikt temu panu nie pomógł. On po prostu leżał przez 20 minut i umierał. Ja wiem, że jeżeli członek twojej rodziny umiera i nie masz medycznego doświadczenia, to jest niezwykle trudno zrobić cokolwiek. Nie oceniam tego. Ale emocje, które pamiętam po tym wyjeździe, to głównie bezsilność.

Więcej: newsweek.pl

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account