Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

ImageChłopca, który urodził się z okołoporodowym niedotlenieniem mózgu udało się uratować zespołowi lekarzy z Wielkiej Brytanii. Zastosowano innowacyjną metodę polegająca na schłodzeniu mózgu dziecka.

Jamie Merricks urodził się z pępowiną kilkukrotnie owiniętą wokół szyi. Nie oddychał, a lekarze nie mieli wątpliwości – brak tlenu szybko uszkodzi młody mózg. Wtedy podjęli decyzję – głowę malca trzeba maksymalnie schodzić. Obniżyli temperaturę ciała noworodka do 33,5 stopnia.

Do niedotlenienia mózgu noworodka dochodzi na skutek powikłań przy porodzie. Ratunkiem dla niego może być schłodzenie mózgu za pomocą specjalnego czepka cool cap. Dziecko musi być poddane zabiegowi w ciągu sześciu godzin od chwili narodzin.

– Obniżenie temperatury ciała na trzy dni w ciągu pierwszych sześciu godzin po urodzeniu sprawia, że dziecko można wyleczyć z różnych uszkodzeń mózgu – mówi dr Vidya Garikapati, główny neonatolog szpitala Heartlands Hospital. 

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Image20 strażaków i sześciu ratowników WOPR na kąpielisku w Parku Trendla ćwiczyło ratownictwo na lodzie. To efekt wypadków, które wydarzyły się ostatnio w kraju.

Strażacy i ratownicy WOPR uczestniczyli w ćwiczeniach z zakresu ratownictwa na lodzie.

- Zdecydowaliśmy się przeprowadzić takie ćwiczenia w związku z licznymi wypadkami jakie miały miejsce w całym kraju. Mimo wielu ostrzeżeń ludzie wchodzą na zamarznięte akweny i niestety dochodzi do wypadków - mówi Grzegorz Ferlin, rzecznik słupskiej straży pożarnej.

Jednocześnie strażacy przestrzegają przed wchodzeniem na lód. - Nigdy nie możemy być pewni, że na całej powierzchni akwenu grubość lodu będzie jednakowa - mówi Grzegorz Ferlin, rzecznik słupskiej straży pożarnej. - W dzień temperatury są dodatnie więc pokrywa lodowa znacznie się uszczupla. Poza tym w akwenach wodnych mają miejsce ruchy wody, które również powodują topnienie lodu - dodaje Ferlin.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
ImageW środę (2 marca) po południu strażacy wyciągnęli z wody 17-latkę, pod która załamał się lód. Dziewczyna w Sopocie weszła na zamarzniętą Zatokę Gdańską. Straż i miejscowe władze od wielu dni przestrzegają przed wchodzeniem na skuty lodem Bałtyk.

Jak poinformował PAP Tomasz Klinkosz, zastępca komendanta miejskiego Państwowej Straży Pożarnej w Sopocie, 17-latka wpadła do wody, gdy znajdowała się na skraju pokrywy lodowej – około 1,5 kilometra od brzegu. Sytuację tę zauważyli ludzie spacerujący po plaży i zawiadomili straż pożarną.

– Zadysponowaliśmy na miejsce trzy wozy, w tym jeden ze specjalnymi saniami lodowymi, które przeznaczone są do działań w takich właśnie sytuacjach – powiedział PAP Klinkosz, dodając, że strażacy z saniami byli – za pomocą lin – asekurowani przez kolegów przemieszczających się za nimi w odległości ok. 100 metrów.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

ImageGodzina 10.50, w Gdańsku na ul. Nowe Ogrody na chodnik upada mężczyzna. Wymachuje rękami, jego ciałem wstrząsają drgawki. Zsuwa się do 1,5-metrowego dołu wykopanego przez remontujących drogę budowlańców. Nie może się stamtąd wydostać. Cały czas ma drgawki. Zatrzymują się przechodnie.

Ktoś schodzi do dołu, osłania głowę chorego, uspokaja. Do szpitala jest stamtąd około 50 metrów, trzeba przejść przez zakorkowaną ulicę, by się znaleźć w Pomorskim Centrum Traumatologii. Pan Janusz, świadek zdarzenia, podbiegł do stojącej w korku karetki pogotowia.

- Podbiegłem , wołam: "człowiek tam leży, pomóżcie!". Co mi odpowiedzieli? Że nie przyjadą, a w zasadzie - nie podjadą, bo

mieli najwyżej kilkanaście metrów. "Dlaczego?" - pytam. Bo nie mają zlecenia - odpowiedzieli.

Pan Janusz pobiegł do szpitala, na Szpitalny Oddział Ratunkowy. Krzyczał, że trzeba biec do chorego leżącego na chodniku. - Nie ma takiej możliwości, żeby teraz lekarz wyszedł do chorego - usłyszał od pielęgniarki. - Niech pan dzwoni na 999 - poradziła.

Pan Janusz zadzwonił na pogotowie, dzwonili też inni przechodnie. Machali również na przejeżdżające w tym miejscu liczne karetki pogotowia. Bez skutku. Erka przyjechała o godz. 11.05, po około 15 minutach do upadku chorego człowieka.
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
ImagePo ostatnich doniesieniach o skandalu obyczajowym w podkrakowskiej stacji pogotowia ratunkowego pojawiają się coraz to kolejne informacje o nieprawidłowościach. Dotyczą m.in. postępowania kierownika podstacji i zatrudniania przez niego zbyt dużej liczby kobiet. Przypomnijmy, że krakowska prokuratura właśnie wszczęła śledztwo w sprawie tworzenia przez niego grafików w zamian za "korzyści osobiste".

Sygnały o tym, że są nieprawidłowości w czasie pracy i ustalaniu dyżurów, docierały do działających w pogotowiu związków zawodowych.

Paweł Nesterak, przewodniczący Komisji NSZZ Solidarność '80 w krakowskim pogotowiu, przyznaje, że do związku docierały niepokojące informacje z podstacji.

- Pracownicy etatowi skarżyli się, że mają za mało dyżurów, kosztem zatrudnionych na kontrakty kobiet - mówi Nesterak. Często na trzyosobowy zespół wyjazdowy przypadały dwie kobiety. - A istnieją przecież pewne ograniczenia dotyczące dźwigania ciężarów przez kobiety - zaznacza związkowiec. Nesterak przyznaje, że objęta śledztwem podstacja wyróżniała się pod tym względem. - W innych nie było podobnego problemu - mówi.

Co więcej, dane o nieprawidłowościach w pogotowiu trafiły do Państwowej Inspekcji Pracy. W anonimowym doniesieniu ktoś zgłosił, że dyspozytorzy nie posiadają wymaganego 5-letniego doświadczenia. A ich szefem był ten sam kierownik, na którego skarżono się związkom! - W pogotowiu tłumaczono nam, że pięciu z nich zatrudniono, bo nie było chętnych z wymaganym doświadczeniem - mówi Jacek Guzicki z Okręgowej Inspekcji Pracy w Krakowie. W tej grupie były też dwie kobiety.

 

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account