Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Nawet połowa telefonów na pogotowie to nieuzasadnione wezwania. Gdy karetka jedzie do osoby pijanej lub mającej rozwolnienie, w tym czasie w innym miejscu ktoś może naprawdę potrzebować pilnej pomocy. - Niektórzy traktują nas jak darmową taksówkę - mówi WP jeden z ratowników.

W minionym tygodniu głośno było o zdarzeniu z ul. Garbary w Poznaniu, gdzie na przystanku autobusowym przewrócił się mężczyzna. Był w bardzo złym stanie, miał drgawki, co chwilę tracił przytomność. Na szczęście zajęły się nim przypadkowe osoby, w tym przechodzący obok - po pracy - ratownik medyczny i strażnicy miejscy. Niestety, karetka pogotowia przyjechała na miejsce dopiero po ponad dwóch godzinach.

- Zgłoszenie zakwalifikowano jako "do zadysponowania w dalszej kolejności" ze względu na wiele innych, pilniejszych wyjazdów realizowanych w tym momencie. Dyspozytorzy odebrali w tym samym czasie kilkadziesiąt podobnych zgłoszeń – wyjaśnia okoliczności zdarzenia Łukasz Maciejewski, rzecznik prasowy Rejonowej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu.

W stolicy Wielkopolski za szybkie dotarcie z pomocą medyczną odpowiadają 23 karetki. Zdarza się jednak, że to za mało. Feralnego dnia aż cztery z nich musiały odwieźć do szpitali osoby z objawami zatrucia dopalaczami. W tych przypadkach natychmiastowa pomoc była niezbędna, ale cały czas plagą pozostają nieuzasadnione wezwania karetek.

Zamiast iść do przychodni, wolą zadzwonić po karetkę

- Wyjazdy nieuzasadnione stanowią nawet 60 proc. wszystkich naszych interwencji – przyznaje Łukasz Maciejewski. – Od razu wyjaśnijmy, że mówiąc nieuzasadnione mam na myśli wezwania do osób, które co prawda potrzebują pomocy, tyle że nie pogotowia. Przypomnę, że pogotowie na mocy ustawy o ratownictwie medycznym udziela pomocy w sytuacjach nagłego zagrożenia zdrowia lub życia ludzkiego. Tymczasem ponad połowa wezwań nie kwalifikuje się do tej kategorii, a wzywający pogotowie powinni szukać pomocy u lekarza pierwszego kontaktu – dodaje.

Jak to wygląda w praktyce, opowiada nam pan Krzysztof, który od ośmiu lat pracuje jako ratownik medyczny.

- Dostajemy wezwanie do 61-letniej kobiety, zgłasza wymioty i biegunkę. Na miejscu zastajemy ją przytomną i w pełni zorientowaną w sytuacji. Opowiada, że coś ją „męczy” i od rana biega do ubikacji. Na pytanie, dlaczego nie zgłosiła się do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, odpowiada, że nie wie, o co nam chodzi – mówi ratownik. – Ludzie są niedoinformowani, myślą, że karetka jest od tego, aby im przywieźć leki, albo recepty, traktują nas też jako darmową taksówkę do szpitala, a w tym czasie na naszą pomoc czeka ktoś inny. W czasie, gdy zajmowaliśmy się biegunką wspomnianej pani, inna kobieta czekała na pomoc z uszkodzoną nogą. Gdybyśmy przyjechali trochę później, mogłaby nawet ją stracić – dodaje.

Więcej: wiadomosci.wp.pl

Twoja reakcja na artykuł?

Aby dodać komentarz, zaloguj się!

 

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account