Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Serwis internetowy wyborcza.pl opublikował ciekawy list nadesłany przez pacjenta szpitala w Warszawie. Źle się dzieje w Szpitalu Wolskim. Najpierw opiszę zdarzenia, a potem pragnę się dowiedzieć, co Pan może zrobić, aby opisana sytuacja nigdy więcej nie powtórzyła się na SOR w Szpitalu Wolskim. List otwarty do Adama Doliwy, p.o. dyrektora Szpitala Wolskiego im. dr Anny Gostyńskiej

Mam 72 lata, jestem czynnym profesorem wyższej uczelni. 26 października 2013 r. w przerwie pomiędzy wykładami poczułem głuchy ból pod mostkiem, mdłości i poprosiłem o wezwanie ambulansu. Przyjechał po ok. 15 minutach. Trzej ratownicy w czerwonych kombinezonach zrobili mi na miejscu kardiogram. Przyglądali się wynikowi przez chwilę. "Wygląda to na zawał", powiedział jeden z nich i zarządzili odwiezienie mnie do szpitala. "Czy może pan przejść sam, czy woli pan nosze?" - zapytali. To było moje pierwsze zdziwienie kompetencjami personelu medycznego SOR. Sądziłem, że to oni wiedzą lepiej, co można i należy robić w takiej sytuacji. Przeszedłem sam do karetki.

Wygląda na zawał

W karetce chłopcy ponownie dali mi wybór, czy wolę leżeć, czy siedzieć. - Mogę siedzieć - odpowiedziałem. Przyjechaliśmy do Szpitala Wolskiego ok. godz. 11.15. Sanitariusze odprowadzili mnie na SOR i położyli w ubraniu na jednym z kilkunastu łóżek. Zrobili ponownie EKG, pobrali mi krew do analizy i znikli.

Po półgodzinie pojawił się lekarz, zapytał o samopoczucie, osłuchał, stwierdził, że to zapewne zawał i się oddalił. O 12.30 Przywołałem jednego z sanitariuszy, powiedziałem mu, że nie ustępuje ból pod mostkiem i zapytałem, co dalej? "Wszystko zgodnie z procedurami" - odpowiedział, "Boleć musi, bo EKG wskazuje u pana na zawał, ale to nic pewnego, pobraliśmy krew do analizy, aby to potwierdzić". Był skory do wyjaśnień, więc dowiedziałem się, że w trakcie zawału mięsień sercowy wydziela do krwi troponinę. Za jakiś czas ponownie pobiorą mi krew do analizy. Może się bowiem okazać, że zawał sam mija, jeśli ilość troponiny we krwi się zmniejsza. Jeśli wyniki badań krwi nie pokażą zmiany na lepsze, prześlą mnie na kardiologię. Byłem trochę oszołomiony, pod mostkiem bolało i dlatego nie w pełni dotarło do mnie znaczenie tego, co usłyszałem.


A przecież zostało zupełnie jasno powiedziane, co mnie czeka na szpitalnym oddziale ratunkowym. Przyjęli procedury, które chronią ich od odpowiedzialności i pozostawiają matce naturze określenie, co robić z pacjentem. Jeśli zawał się u mnie rozwinie, zawiozą mnie na kardiologię, jeśli ustąpi, odeślą do domu.

"Niech mi pan tego nie robi"

Przez następną godzinę leżałem spokojnie. Około godz. 14 SOR-owcy przywieźli i położyli obok mnie 36-letnią kobietę, skarżyła się na objawy zawału podobne do moich. Zrobili jej EKG, pobrali krew i poszli zajmować się innymi pacjentami. Po godzinie leżenia nagle kobieta wstała i milcząc wyszła z sali, wymijając protestujących przeciw temu SOR-owców.

W wyniku zamieszania wywołanego wyjściem pacjentki z zawałem, na sali pojawił się lekarz. Przywołałem go do siebie i ostrym tonem zapytałem, czy zdaje on sobie sprawę z tego, że mam zawał mięśnia sercowego, że przy zawale ważna jest każda minuta, że od 3,5 godziny mój mięsień sercowy obumiera, a on nic w tej sprawie nie robi. Zapytałem, co z moimi wynikami badania krwi. Lekarz zapewnił mnie, że natychmiast zapozna się z moją sprawą. Po chwili wrócił i powiedział, że przesyła mnie na kardiologię. Była godzina 15.30. Wyniki badania krwi wskazujące na wysoki poziom troponiny od ponad dwóch godzin gdzieś leżały i nikt się nimi do tej chwili nie zainteresował.

Cały tekst: wybocza.pl


Twoja reakcja na artykuł?

Komentarze  

ww61
0 #1 ww61 2013-11-24 18:15
Bardzo chore są te procedury
Zgłoś administratorowi
Ratownik11
+1 #2 Ratownik11 2013-11-24 21:28
Pan profesor widać trochę sie dowiedział od SANITARIUSZY, mniej od lekarza.
Zgłoś administratorowi

Aby dodać komentarz, zaloguj się!

 

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account