Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Żeby zostać ratownikiem górskim, trzeba mieć serce do ludzi i gór, końskie zdrowie oraz mnóstwo umiejętności. Niewielu ludzi spełnia te warunki, ale są tacy, którzy bardzo chcą i są w stanie zrobić wiele, by nieść pomoc poszkodowanym w górach.

Ostatnio 16 osób chcących zostać ratownikami Grupy Beskidzkiej GOPR zaliczyło tygodniowe szkolenie pierwszego stopnia na Pilsku w Korbielowie. Przez siedem dni grupa ćwiczyła różne techniki ratownictwa. Były to głównie zajęcia praktyczne, choć nie brakowało również teorii . - To dopiero początek drogi szkoleniowej - tłumaczy Jerzy Siodłak, naczelnik beskidzkiego GOPR.
Chętni do służby w GOPR uczyli się korzystania ze sprzętu ratowniczego, uczestniczyli w pozorowanych akcjach ratowniczych, poszukiwawczych i lawinowych, zabezpieczali miejsca wypadków.

Nie zabrakło również nocnej akcji poszukiwawczej, zajęć z technik alpinistycznych, ratownictwa medycznego, obsługi urządzeń nawigacyjnych oraz łącznościowych, a także z topografii terenu, bo każdy ratownik musi znać góry, w których pracuje, jak własną kieszeń.

- W jeden dzień mieliśmy na szkoleniu także śmigłowiec, by kandydaci mogli dowiedzieć się, podczas jakich akcji ratowniczych konieczna jest dodatkowa i szybka pomoc z powietrza - tłumaczy naczelnik Siodłak.

W 16-osobowej grupie znalazła się tylko jedna kobieta.

- Mam świadomość tego, że fizycznie może jestem słabsza niż mężczyźni, ale wiem też, że poradzę sobie z wieloma obowiązkami podczas służby i będę przydatna w GOPR - przekonuje Ewa Podżorska z Wisły. Nie ukrywa, że podczas szkolenia najtrudniejsze były dla niej właśnie ćwiczenia, w których trzeba było wykazać się siłą. Chodzi między innymi o transport poszkodowanych. - Ważne jest jednak, aby przy wszystkich akcjach ratowniczych działać zespołowo - podkreśla Podżorska.

Mateusz Wawrzyniak mieszka w Świętochłowicach, ale w Godziszce ma rodzinę, do której chętnie przyjeżdża w wolnym czasie. Chce zostać ratownikiem, bo sam jest turystą, kocha góry, chce pomagać ludziom, ale też dlatego, że liczy na przeżycie niezapomnianej przygody. - Nie chcę być zawodowym ratownikiem, tylko ochotnikiem - zaznacza. Wawrzyniak twierdzi ponadto, że ratownicy górscy zawsze stanowili dla niego wzór do naśladowania. - Na kursie wszyscy sobie wzajemnie pomagali, cała ekipa ze sobą współpracowała, a profesjonalna kadra instruktorska przeprowadzała szkolenie na najwyższym poziomie - podsumowuje kandydat na ratownika.

Czytaj więcej: dziennikzachodni.pl

Twoja reakcja na artykuł?

Aby dodać komentarz, zaloguj się!

 

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account