Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Tę noc z 8 na 9 grudnia br. rodzina Glinków zapamięta na całe życie. Wszyscy mogli zginąć zatruci czadem. Ale mieli dużo szczęścia. Na pomoc ofiarnie ruszyli im ratownicy z krakowskiego pogotowia. Sami narażali życie, ale nie zawahali się zmierzyć z niebezpieczeństwem.

W domu przy ul. Przewóz na co dzień mieszkają: Tomasz i Mariola Glinkowie oraz ich synowie Maciej i Michał. Pupilami domowników byli pies Odi i szczur Lola. 8 grudnia o godz. 22 Glinkowie wrócili z koncertu, w domu słuchali płyty. Michał nie chciał spać, Mariola brała prysznic, potem do łazienki wszedł Tomek.

- Mąż się kąpał, a pies Odi na progu łazienki bardzo skamlał. Podchodził do mnie, widziałam, że ma przerażająco smutne oczy. Byłam zaskoczona, że aż tak bardzo tęskni za swoim panem.

Śmiałam się z tego, ale potem coś mnie tknęło. Gdy weszłam do łazienki, Tomek już leżał nieprzytomny - Mariola wspomina dramatyczne chwile. Zmierzyła mężowi ciśnienie: 190 na 130, puls: 134 na minutę. Nie przyszło jej do głowy, że wszędzie unosi się właśnie zabójczy tlenek węgla i za chwilę też zemdleje przy mężu.

Mariola czuje się gorzej, ale myśli, że to stres. Siostrzenica Roksana wzywa karetkę. Przyjeżdżają bardzo szybko. Załoga to doświadczeni ratownicy - Grzegorz Nowak, Rafał Kot i Mateusz Zieliński. Przystępują do akcji. Wyprowadzają zatrutych z domu niemal w ostatniej chwili, by uratować im życie.

Ratownicy weszli do mieszkania, choć wiedzieli że w środku stężenie gazu znacznie przekraczało normę. Zatruć się tlenkiem węgla można w ciągu sześciu sekund. Nie musieli ryzykować życiem, mogli zaczekać na straż pożarną. Ale oni wcale się nie zastanawiali, nie kalkulowali ryzyka, tylko ruszyli na ratunek. - Liczyła się każda minuta - zaznacza Nowak. - W łazience już leżał nieprzytomny mężczyzna, mógł w każdej chwili umrzeć - dodaje ratownik. - Cała akcja trwała minuty. Zdążyliśmy.

- Najpierw otworzyliśmy drzwi balkonu. Grzegorz zajął się kobietą i dziećmi, my nieprzytomnym mężczyzną - relacjonuje Zieliński. - Wykonywaliśmy tylko standardowe czynności - dodaje.

Marioli wydawało się, że mąż leży nieprzytomny w łazience całą wieczność. Nie wiedziała co się z nim dzieje, była przekonana, że Tomek dostał wylew. Tej nocy już nigdy nie zapomni. Glinkowie uważają akcję ratowników za wzorową. - Wykazali się nie tylko wysokim profesjonalizmem, ale i empatią. Uspokajali, żartowali. Wiedziałam, że na tych mężczyzn mogę liczyć. Że oni nas uratują - wspomina Mariola.

Po 20 minutach dwie karetki z zatrutymi i psem miały ruszać do szpitala. Nagle krzyk Michała: mamo, a Lola została w domu! Ona padnie w klatce. Na ratunek zwierzątka biegnie Maciek. Lola żyje. - No nie, szczura w karetce jeszcze nie mieliśmy - śmieje się Nowak.

Glinkowie są już w domu. Tomka czeka leczenie. - Najważniejsze, że żyjemy. Dzięki ratownikom i naszemu Odi - kwitują.

Źródło: gazetakrakowska.pl

Twoja reakcja na artykuł?

Aby dodać komentarz, zaloguj się!

 

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account