Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Kiedyś musiałem rąbnąć łokciem kobietę, która wypadła z jachtu. To czasem jedyny sposób, by wytrącić tonącego z szoku - opowiada prezes Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

W tym roku woda na Warmii i Mazurach pochłonęła już ponad 30 osób. Słowo klucz powtarzane jak mantra przez ratowników to brawura. Ofiar byłoby znacznie mniej, gdyby ludzie zachowali choć odrobinę zdrowego rozsądku nim pójdą się kąpać czy wejdą na łódź - mówią ci, którzy ratują życie nad akwenami. Jednym z nich jest Zbigniew Kurowicki, prezes MOPR.

Rozmowa z ratownikiem
Robert Robaszewski: Pańskie rady dla przebywających nad wodą.

Zbigniew Kurowicki: Oczywiście nie pływamy po alkoholu czy innych używkach, w szczególności, kiedy przyjeżdżamy na odpoczynek z dziećmi. Jeżeli ktoś ma ochotę, może się napić wieczorem w portowej knajpce. Poza tym pamiętajmy o wszelkiego typu zabezpieczeniach, szczególnie na łodziach. Podstawa to kamizelka, która - co podkreślam - musi być zapięta, inaczej służy jedynie jako osłona przed wiatrem. Nie skaczemy "na główkę", jeśli nie znamy gruntu. Gdy czapka wypadnie nam za burtę, nie rzucamy się po nią na łeb, na szyję, bo rozgrzane słońcem ciało może doznać szoku termicznego [kilka dni temu utonął w ten sposób 70-letni żeglarz - red.]. A kiedy znudzeni żeglowaniem wpadniemy na pomysł wspólnej kąpieli, to nie wyskakujmy wszyscy z łódki, ponieważ ta może nam odpłynąć.

Czytaj więcej: wyborcza.pl

Twoja reakcja na artykuł?

Aby dodać komentarz, zaloguj się!

 

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account