W większych miastach ludzie są narażeni niemal na ciągły hałas tego typu, który uszkadza słuch i negatywnie wpływa na układ nerwowy.
Przedstawiciele wszystkich tych służb w naszym regionie uważają jednak, że niewiele można w tym przypadku zrobić.
Rzecznik Praw Obywatelskich chce, by minister transportu ustalił dopuszczalny poziom hałasu, jaki wydają jadące na sygnale karetki, radiowozy czy wozy strażackie.
Rzecznik przyjrzał się sprawie głównie z punktu widzenia pieszych. W większych miastach są oni narażeni niemal na ciągły hałas tego typu, który uszkadza słuch i negatywnie wpływa na układ nerwowy.
Zarówno jednak Krystyna Szczypiń, dyrektor suwalskiego pogotowia, jak i Marcin Janowski, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku przypominają, że pojazd jest uprzywilejowany, czyli np. może przekraczać dozwoloną prędkość lub przejeżdżać na czerwonym świetle, dopiero wtedy, gdy ma włączone oba sygnały – świetlny i dźwiękowy. Żadnej dowolności przepisy nie przewidują.
– Dotyczy to także pory nocnej – dodaje dyrektor Szczypiń. – Bo choć na drogach panuje znacznie mniejszy ruch, nigdy nie wiadomo, czy z jakiejś bocznej uliczki ktoś nagle nie wyjedzie.
Sygnał musi docierać przede wszystkim do kierowców samochodów. A te przepuszczają coraz mniej dźwięków z zewnątrz. – Zdarza się, że kierowcy nie słyszą naszych wozów, które znajdują się raptem kilkanaście metrów dalej – mówi Marcin Janowski.
– Ten sygnał musi być więc odpowiednio głośny. RPO, zapowiadając, że łatwo nie odpuści w tej sprawie, czeka na odpowiedź ministra. Ma nadzieję, że otrzyma ją w ciągu kilku najbliższych tygodni.
Źródło: wspolczesna.pl