Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Stolica Wielkopolski od 5 marca br. została pozbawiona jedynego ostrego dyżuru psychiatrycznego w mieście. Oddziały specjalistyczne są co prawda w dwóch szpitalach, ale w żadnym nie działa teraz psychiatryczna izba przyjęć. W efekcie pacjentów, którzy mają nagłe napady lęku, agresji czy są po próbach samobójczych pogotowie ratunkowe zmuszone jest wozić 50-100 km, do innych miast wielkopolskich.

- Taka sytuacja generuje olbrzymie koszty, naraża pracowników karetek na niebezpieczeństwo, a pacjentów na trudności w dostępie do specjalistycznej opieki medycznej - przyznaje dr Witold Draber, dyrektor Rejonowej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu.

Jedyna działająca w mieście psychiatryczna izba przyjęć, zlokalizowana w Szpitalu Klinicznym im. Karola Jonschera UM w Poznaniu, została zamknięta. Zbudowana w latach 70-tych przestała spełniać wymogi sanepidu i straży pożarnej. Zdaniem dr. Pawła Daszkiewicza, dyrektora szpitala, placówka nie miała innego wyjścia, jak tylko zamknąć czasowo izbę i przeprowadzić w niej generalny remont.

Izba do remontu
- To nie była moja decyzja, tylko efekt przeprowadzonej pod koniec roku kontroli - tłumaczy dyr. Daszkiewicz.

Dodaje: - W ubiegłym roku Rzecznik Praw Pacjenta skierował do szpitali psychiatrycznych wszystkie możliwe kontrole, w efekcie których dostałem nakaz przeprowadzenia remontu izby przyjęć psychiatrii, do końca tego roku. Dlatego też zgodnie z procedurami 5 marca zamknąłem izbę i rozpocząłem remont.

Dyrektor na dostosowanie izby do obowiązujących wymogów musiał przeznaczyć milion złotych pochodzących z rezerwy finansowej szpitala. Planował zamknąć ją już z początkiem tego roku, jednak zabronił mu tego wojewoda. Decyzja ta, zdaniem dyrekcji, utrudniła działanie szpitala i zmusiła szefa placówki do odwołania konkursu na remont oddziału. Na szczęście, jak twierdzi Daszkiewicz, po odwołaniu się od decyzji wojewody, ten musiał ją umorzyć.

Niestety to nie pozostało bez wpływu na losy pacjentów psychiatrycznych w stanach ostrych.

Dyrektor Paweł Daszkiewicz przyznaje, że po zamknięciu izby zarządzany przez niego szpital, liczący 90 łóżek psychiatrycznych, nie ma warunków na przyjmowanie pacjentów na zasadach ostrodyżurowych: - Nie mamy w budynku lokalu, w którym można by konsultować chorych. Oddział przyjmuje pacjentów jedynie na planowe leczenie.

Innego zdania jest Wielkopolski Oddział Wojewódzki NFZ. Jak twierdzi Marta Banaszak, rzecznik prasowy oddziału, zgodnie z obowiązującymi przepisami każdy szpital posiadający umowę z NFZ na tzw. pełną hospitalizację jest zobowiązany do przyjęcia pacjenta w stanie nagłym, niezależnie od tego czy w swojej strukturze posiada, czy nie posiada zakontraktowany SOR lub izbę przyjęć.

Obciążenie dla pogotowia
- Jeśli po zdiagnozowaniu pacjenta i ustabilizowaniu jego stanu okazuje się, że dana placówka nie może zapewnić mu dalszej opieki medycznej jest zobowiązana przetransportować go do innego szpitala, w którym będzie kontynuowana terapia - tłumaczy Banaszak.

Tłumaczy, że decyzję o tym gdzie należy przewieźć pacjenta w stanie nagłym podejmuje zespoł ratownictwa medycznego - lekarz bądź ratownik oraz lekarz koordynator, dyspozytor.  A to to zależy m.in. od stanu pacjenta - w niektórych sytuacjach jest on przewożony do pobliskiego SOR-u czy izby przyjęć, a w innych - do placówki, która posiada oddział i kadrę specjalizującą się w konkretnej dziedzinie medycyny, jak np. w psychiatrii.

Wszystkie te zasady reguluje Ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym, której realizatorem na lokalnym gruncie jest wojewoda. To również w jego kompetencjach leży decyzja o liczbie SOR-ów w regionie.

Zgodnie z tym oświadczeniem pacjenci powinni zgłaszać się po pomoc do najbliższych szpitali - na oddziały ratunkowe lub izby przyjęć. W rzeczywistości cała odpowiedzialność za pacjentów spada na poznańskie pogotowie ratunkowe. To ono przyjmuje pacjentów z problemami psychiatrycznymi w stanach nagłych i wozi ich na oddziały psychiatryczne.

Witold Draber przyznaje, że to spore obciążenie dla pogotowia.

- Dopóki działała izba przyjęć w szpitalu im. Jonschera do niej woziliśmy chorych. Jednak po jej zamknięciu zrobił się problem. W samym Poznaniu są tylko dwa oddziały psychiatryczne. Wspomniany, 90 łóżkowy na ul. Szpitalnej i 30 łóżkowy w szpitalu MSW - wyjaśnia dyr. Witold Draber.

Jak zaznacza, oddział w szpitalu MSW nie pracuje jednak na ostro: - Dlatego musimy wozić pacjentów do oddalonych o ok. 50- 60 km Gniezna, Kościana, a czasem dalej - do Kalisza. To wszystko generuje olbrzymie koszty. Jeden wyjazd to strata 100 zł i kilka godzin nieobecności karetki w systemie. A od czasu zamknięcia izby takich wyjazdów było ponad 70, średnio jeden dziennie.

Dodatkowym problemem jest obciążenie ratowników. Pracownicy medyczni boją się wozić chorych z zaburzeniami psychicznymi w karetkach pozbawionych pasów bezpieczeństwa i kaftanów; poza tym zakazują tego przepisy. Jedynym sposobem jest podanie chorym leków uspokajających ale, gdy te przestają działać, pacjent może stanowić zagrożenie dla zespołu ambulansu.

Miasto chciało pomóc, ale...
Pomoc w tej patowej sytuacji zaproponował Urząd Miasta Poznania. Jak przyznaje zastępca dyrektora Wydziału Zdrowia i Spraw Społecznych, Elżbieta Dybowska, problem z opieką psychiatryczną na terenie Poznania nie jest nowy.

Miasto boryka się z nim od lat. Do dziś nie posiada w swoich zasobach ani jednego oddziału psychiatrycznego. Ponadto dysponuje tylko jednym szpitalnym oddziałem ratunkowym w Wielospecjalistycznym Szpitalu Miejskim im. Józefa Strusia.

- Pomimo tych trudności zaproponowaliśmy dyrekcji Szpitala Klinicznego im. Karola Jonschera, że na czas remontu użyczymy mu pomieszczeń, jakimi dysponujemy na oddziale ratunkowym w szpitalu im. Strusia, aby tamtejsi lekarze mogli przyjmować chorych z problemami psychicznymi. Niestety na naszą propozycję nie przystał dyrektor - informuje dyr. Dybowska.

Dyrektor Paweł Daszkiewicz z kolei tłumaczy, że nie mógł skorzystać z propozycji urzędu miasta, gdyż nie miał podpisanego z NFZ kontraktu na izbę przyjęć psychiatrii: - Wojewoda już raz zmusił mnie do pracy bez kontraktu. Było to w okresie pomiędzy styczniem a marcem, kiedy to zabronił mi zamknąć izbę. Pracowaliśmy zgodnie z jego decyzją, a za te dwa miesiące dyżurów nikt nam nie zapłacił - mówi dyrektor, i podkreśla, że jeśli będzie trzeba odda sprawę do sądu.

Szkło i psyche
Izba przyjęć to bardzo deficytowy oddział, dlatego nikt nie che go prowadzić - dopowiada dyrektor Daszkiewicz.

- Mimo, że nie jesteśmy jedynym szpitalem, który ma oddział psychiatrii w Poznaniu, tylko od nas wymaga się prowadzenia izby. A co ze szpitalem MSW i jego 30-łóżkowym oddziałem psychiatrii - pyta dyrektor?

Zbyszek Szymanowski, pełniący obowiązki zastępcy dyrektora ds. lecznictwa w ZOZ MSW w Poznaniu im. prof. Biernackiego ripostuje: - Nasz szpital nie spełnia warunków budowlanych, aby taką izbę prowadzić. Nie mamy SOR-u, jedynie ogólną izbą przyjęć. Jest ona przeszklona, o strukturach bardzo niebezpiecznych dla pobudzonego pacjenta.

Dodaje również, że jest to oddział o charakterze szpitala MSW, który musi realizować zadania orzecznicze z zakresu psychiatrii dla funkcjonariuszy i z tego względu pełni charakter ponadregionalny. Więcej oddziałów psychiatrii MSW po prostu nie ma.

NFZ na dzienne utrzymanie izby przeznacza 1800 zł. Zdaniem dyrektora szpitala Jonschera, suma ta nie pokrywa nawet podstawowych kosztów związanych z dyżurem lekarskim, pielęgniarskim i transportem chorych.

- Te trzy elementy pochłaniają 2500 zł na dobę. Całościowy koszt utrzymanie izby to kwota powyżej 3000 zł - mówi dyrektor Daszkiewicz i podkreśla, że nawet gdy izba przyjęć psychiatrycznych pracuje problemem pozostaje dramatyczny brak łóżek psychiatrycznych w Poznaniu. Brakuje ich ok. 100 i wiadomo o tym od lat. Także dlatego szpitale i pogotowie muszą transportować pacjentów 50-60 km w poszukiwaniu innych łóżek, a to wszystko generuje spore koszty.

Ile na tym można stracić?
Jedyna poznańska izba psychiatryczna będzie gotowa na przyjęcie pacjentów z dniem 1 lipca. Dyrekcja szpitala nie ukrywa, że zaraz po zakończeniu remontu przystąpi do konkursu ogłoszonego przez NFZ.

- Nie po to robię remont, żeby izba nie pracowała, ale na pewno nie za kwotę, którą proponuje płatnik. Przy tej stawce izba generuje rocznie pół mln zł straty - mówi dyrektor Paweł Daszkiewicz zapowiadając zdecydowane negocjacje z Funduszem.

Źródło: rynekzdrowia.pl

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account