Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

ImageWszystko wskazuje na to, że szpitale czekają nowe wydatki. Sejm uchwalił ustawę o działalności leczniczej, która nakłada obowiązek na lecznice zaopatrzenia pacjentów w kodowane identyfikatory.

Zawierać będą one imię, nazwisko, datę urodzenia chorego. Istotne jest to, że sposób zapisu ma być dostępny dla pracowników szpitala, ale identyfikacja pacjenta powinna być jednocześnie zablokowana dla osób nieuprawnionych. Ustawa czeka już tylko na podpis prezydenta.

Oznaczenie pacjenta pozwoli też lekarzom i pielęgniarkom odróżnić go od przypadkowych osób na terenie szpitala. Postanowiliśmy zapytać ekspertów i samych pacjentów, czy opaski identyfikacyjne faktycznie są niezbędne chorym w szpitalach.

Każdy, kto leżał w szpitalu, wie, że na łóżku pacjenta jest zawieszona karta

choroby. Jest w niej wypisane jego nazwisko, imię, data urodzenia. I bardzo intymne dane, które dotyczą bezpośrednio choroby, stanu pacjenta. Właściwie każdy może bez problemu przeczytać wszystkie informacje z tej karty. Anna Czech, szefowa Szpitala św. Łukasza w Tarnowie, mówi wprost, że ją te karty przy łóżku strasznie denerwowały.

 

- Szpital ma obowiązek chronić dane pacjenta, ale dzisiaj jest to fikcja - przekonuje Anna Czech. - Dlatego od dawna zastanawiałam się jak zrobić, by taka karta cały czas była przy pacjencie, ale zawarte w niej informacje były dostępne tylko dla lekarza, pielęgniarki. Obowiązkowe identyfikatory wreszcie rozwiążą ten problem i zwiększą bezpieczeństwo pacjentów - kwituje dyrektorka Czech.

Niektóre szpitale już stosują identyfikatory. Jednym z nich jest Szpital im. Żeromskiego w Krakowie. W tej nowohuckiej lecznicy od kilku lat każdy pacjent zostaje wyposażony w jednorazową bransoletkę. Ale niekodowaną.

- Na niej jest zawieszona papierowa fiszka z nazwiskiem, imieniem, numerem PESEL pacjenta - informuje Leszek Gora, rzecznik szpitala. - Bransoletki są bardzo przydatne w przypadku pacjentów, których stopień poczytalności jest ograniczony - dodaje rzecznik.

Krzysztof Czarnobilski, ordynator oddziału chorób wewnętrznych w krakowskim szpitalu MSWiA, przyznaje, że w jego wieloletniej karierze nie zdarzało się pomylić pacjentów, mimo że nie mieli identyfikatorów.

- Nie widzę więc aż takiej potrzeby posiadania identyfikatorów w kameralnych szpitalach. Może są bardziej potrzebne w dużych? - zastanawia się.

Identyfikatory mają ułatwić pracę pielęgniarkom podczas rozdawania leków. Siostra uniknie pomyłki, gdy sprawdzi kod kreskowy lekarstwa z kodem pacjenta. Agatę Misiurę, pielęgniarkę ze Szpitala im. Rydygiera w Krakowie to nie przekonuje.

- Obawiam się, że te wszystkie karty chipowe bądź kodowane spowodują tylko więcej zamieszania. Pielęgniarki i tak się nie pomylą, jeśli szpital zatrudnia wystarczającą ich liczbę. To jakiś zastępczy problem - ucina Agata Misiura. Wtóruje jej jeden z ordynatorów w Szpitalu im. Narutowicza. Nie chce podawać swojego nazwiska.

- Czy identyfikatory polepszą system opieki nad chorym? Wątpię. Po co wydawać niebotyczne kwoty na chipowe identyfikatory, które właściwie niczego nie zmienią?

Co na to sami pacjenci? Nie widzą nic złego. - Pod warunkiem, że moje dane osobowe nie będą później przetwarzane - zaznacza Anna Kowalczyk, która leczy się w krakowskim Szpitalu im. Jana Pawła II.

Minister zdrowia na razie nie określił kar dla szpitali, w których stwierdzony zostanie brak znaków identyfikacyjnych pacjentów.

Od kilku lat identyfikatory mają obowiązek nosić pracownicy szpitali; muszą one zawierać imię, nazwisko oraz funkcję danej osoby i znajdować się w widocznym miejscu.

Źródło: krakow.naszemiasto.pl

Twoja reakcja na artykuł?

Aby dodać komentarz, zaloguj się!

 

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account