Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Image"Polska Gazeta Krakowska": Krakowska lekarka przyjechała do domu chorego pacjenta, ale nie udzieliła mu pomocy, bo dowiedziała się, że 59-latek choruje na raka. Mężczyzna zmarł, jednak przyczyną zgonu wcale nie był nowotwór, a prawdopodobnie zawał serca.

Teraz dr Magdalena K. usłyszała wyrok roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata za nieumyślne narażenie pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Oskarżona ma też roczny zakaz wykonywania zawodu. Orzeczenie nie jest prawomocne.

- Będę walczyła o podwyższenie kary dla lekarki. Złożę apelację - zapowiada Maria K., wdowa po Eugeniuszu K., oskarżyciel posiłkowy na procesie. Przekonuje, że nie chodzi jej o wsadzenie oskarżonej za kratki, ale eliminację z zawodu. - Nie przez rok, ale przynajmniej przez dwa lata - mówi kobieta. Apelację zapowiada też prokuratura. - Nie możemy się zgodzić z wyrokiem. Z tym, że lekarka działała nieumyślnie. Złożymy odwołanie - potwierdza prokurator Lucyna Salawa z Prokuratury Rejonowej dla Krakowa Nowej Huty.

Maria K. doskonale pamięta dramatyczne wydarzenia, gdy wezwała karetkę pogotowia do męża. Eugeniusz K. cieszył się rodziną i życiem, całe lata pracował jako maszynista. Niespodziewanie pod koniec 2007 r., dowiedział się, że wykryto u niego chłoniaka. 59-latek podjął chemioterapię. Przebiegała prawidłowo. Był po trzech seriach przyjmowania leku, gdy 1 kwietnia 2008 r. źle się poczuł, skarżył się na ból żył i niespodziewanie stracił przytomność. Rodzina rzuciła się na pomoc, podjęto akcję reanimacyjną. Mężczyzna odzyskał świadomość, zaczął oddychać.

Państwo K. wezwali karetkę. Przyjechała lekarka Magdalena K., która pełniła dyżur na Oddziale Pomocy Doraźnej Szpitala Żeromskiego. Byli z nią kierowca i ratownik medyczny. - Powiedziałam lekarce na co mąż się leczy, pokazałam dokumentację, że jest w trakcie chemioterapii - opowiada Maria K. Lekarka podłączyła urządzenie do mierzenia ciśnienia, ale odstąpiła od ratowania pacjenta.

- To agonia. Ja mam prawo, z którego korzystam, by nie udzielać pomocy. Proszę pozwolić mu spokojnie umrzeć - stwierdziła lekarka. Eugeniusz K. zmarł. Sekcja zwłok wykazała, że mężczyzna jednak wcale nie umarł na chorobę nowotworową, ale na "ostrą niewydolność krążenia w przebiegu miażdżycy tętnic wieńcowych". Czyli najbardziej prawdopodobną przyczyną zgonu był zawał serca.

Z opinii biegłych wynika, że lekarka zachowała się prawidłowo w pierwszej fazie postępowania, czyli fachowo dokonała oceny podstawowych funkcji życiowych i świadomości pacjenta. Potem już było gorzej, bo odstąpiła od akcji reanimacyjnej Eugeniusza K. - Zaniechanie resuscytacji, czyli przywrócenia krążenia i oddychania, to błąd decyzyjny lekarza - napisali biegli. Podkreślili, że "decyzja o nieudzieleniu pomocy nie wynikała z błędnej diagnozy, bo stwierdzenie zatrzymania krążenia było oczywiste. Błąd polegał na założeniu bezcelowości resuscytacji z racji rozpoznania nowotworu złośliwego". Magdalena K. nie chce komentować wyroku.

- Proszę kontaktować się z moim adwokatem- ucina rozmowę telefoniczną. Z informacji wdowy Marii K. wynika, że lekarka stara się zdobyć uprawnienia ratownika medycznego.

Autor: Artur Drożdżak, "Polska Gazeta Krakowska"

(mkw)

Źródło: wiadomosci.onet.pl

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account