Nowy system opieki nocnej i świątecznej jest mało elastyczny i niedostosowany do potrzeb pacjentów spoza wielkich miast. Tak twierdzi Związek Powiatów Polskich i przygotowuje stanowisko, w którym zaproponuje, by podstawową przesłanką kontraktowania tego rodzaju usług nie była liczba mieszkańców, lecz wspólnota terytorialna, jaką jest powiat.
Szpitalne oddziały ratunkowe po wprowadzeniu 1 marca nowego systemu udzielania nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej mają zajmować się tylko ciężkimi przypadkami. Pozostali pacjenci nie będą przyjmowani, tylko kierowani do placówek pełniących nocne i świąteczne dyżury. Odciąży to finanse szpitali.
Pozostaje jednak nierozwiązany problem pacjentów z małych miejscowości i wiosek, którzy SOR-ów - choćby z powodu odległości - bez potrzeby nie szturmowali. Wprowadzenie dodatkowo kryterium 50 tys. mieszkańców umożliwiającego zakontraktowanie świadczeń nocnej i świątecznej pomocy medycznej stało się w słabo zaludnionych regionach kraju barierą nie do pokonania.
Nocna pomoc dla powiatu
Związek Powiatów Polskich krytycznie ocenia organizację nocnej i świątecznej pomocy medycznej. Przygotowuje stanowisko, w którym zaproponuje, by podstawową przesłanką kontraktowania tego rodzaju usług nie była liczba mieszkańców, lecz wspólnota terytorialna, jaką jest powiat.
- 23 marca ma się odbyć zgromadzenie ZPP. Wśród wielu kwestii będzie omawiana dostępność do nocnej i świątecznej pomocy lekarsko-pielęgniarskiej - informuje nas Marek Wójcik, zastępca sekretarza generalnego i dyrektor Biura Związek Powiatów Polskich. Przekonuje, że limit 50 tys. osób przypadających na jeden dyżurny punkt opieki medycznej jest za wysoki.
- Bywa tak, że powiaty są słabo zaludnione, co oznacza, że ludzie muszą pokonywać dziesiątki kilometrów, żeby dostać się do lekarza - zauważa Wójcik.
Sam pochodzi z powiatu nowosądeckiego, w którym mieszka 200 tys. osób, a więc można w nim utworzyć co najmniej cztery placówki czynne w nocy i w święta. Problemem jest tu z kolei górzysty teren, który musi pokonać chory - i to w sytuacji braku dróg oraz szwankującej komunikacji publicznej.
Sztywny system
Trudno o jedno kryterium uwzględniające wszystkie uwarunkowania: geograficzne, ludnościowe, administracyjne, komunikacyjne itp. Ale tak czy inaczej, w aglomeracjach z dobrze rozwiniętą infrastrukturą drogową całodobowa świąteczna i nocna ambulatoryjna opieka lekarsko-pielęgniarska nie powinna być problemem. Nie wszyscy mieszkają jednak w wielkich miastach. Co zrobić, żeby nocami i w święta ludzie nie musieli wędrować kilkadziesiąt kilometrów do lekarza?
Aby uelastycznić system nocnej i świątecznej pomocy lekarsko-pielęgniarskiej, po pierwsze zniesiono rejonizację. Dla tych, którzy muszą pokonać np. 20 km, nie jest akurat pociechą świadomość, że mogą odwrócić się na pięcie i pójść do lekarza na drugim końcu Polski.
Po drugie, NFZ zostawił świadczeniodawcom furtkę: pozwolił im tworzyć w odległych miejscowościach filie i w nich przyjmować pacjentów. Ale większych pieniędzy nie dostaną - koszty muszą pokryć z kontraktu. Czy to się sprawdzi w praktyce ?
Z Głogowa do Polkowic
Od 1 marca świadczenie pomocy nocnej oraz w dni wolne od pracy dla mieszkańców powiatu głogowskiego przejęło Polkowickie Centrum Usług Zdrowotnych ZOZ SA. Samorządowcy nie chcą pogodzić się z tym, że Zespół Opieki Zdrowotnej w Głogowie im. Jana Pawła II, dla którego organem założycielskim jest powiat głogowski, stracił kontrakt. Chcą porozumieć się w tej sprawie z NFZ. Ale negocjacje wymagają czasu. Więc samorządowcy zdecydowali kupić czas.
Przez około dwa miesiące z budżetów miasta, powiatu i gmin za ponad 100 tys. zł finansowana będzie opieka nocna i świąteczna w głogowskim szpitalu -jak przed 1 marca. Co prawda liczba mieszkańców tego terenu przekracza 90 tys., z czego na Głogów przypada 68 tysięcy osób, ale głogowski ZOZ i tak nie dostał umowy.
Jeżeli samorządowcy nie dogadają się z Funduszem, wówczas będą rozmawiać z Polkowickim Centrum Usług Zdrowotnych o utworzeniu punktu medycznego w Głogowie. Jednocześnie chcą sprawdzać, jak PCUZ wywiązuje się z kontraktu wobec mieszkańców Głogowa.
Mariola Kośmider, dyrektor PCUZ zaznacza, że dotąd nie miała kontaktu z władzami samorządowymi Głogowa, ale na rozmowy jest otwarta.
- Zadaniem ZOZ jest świadczenie usług medycznych, za które placówka musi otrzymać wynagrodzenie. Mamy określony potencjał w Polkowicach. Gdy będę musiała dokupić świadczenia w innej miejscowości, musi to być ekonomicznie uzasadnione - tłumaczy nam Mariola Kośmider.
Zaznacza, że z kontraktu z NFZ Polkowickie Centrum Usług Zdrowotnych się wywiązuje. Tylko w weekend 12 i 13 marca przyjęto ponad 60 osób z Głogowa, pielęgniarki wykonały 118 zleconych iniekcji na obszarze głogowskim, a zespoły wyjazdowe ośmiokrotnie odwiedzały w domach pacjentów z Głogowa i powiatu.
W przypadku niepublicznej placówki, jaką jest PCUZ, decydujące znaczenie przy tworzeniu zamiejscowej filii odegra rachunek ekonomiczny. Płatnik nie przewidział żadnych bonusów (np. dodatkowych punktów za powoływanie zespołów terenowych w przypadku ponownego ubiegania się świadczeniodawcy o kontrakt) za dodatkowe nakłady i uznał, że trzeba je pokryć z wynegocjowanej kwoty.
Z Ozorkowa do Zgierza
W przypadku publicznych placówek sprawa nie musi sprowadzać się do pieniędzy. Liczą na to władze Ozorkowa, który też chcą mieć zamiejscową placówkę nocnej i świątecznej pomocy medycznej.
- W drugiej połowie marca burmistrz spotka się z marszałkiem województwa łódzkiego, któremu podlega Wojewódzka Stacja Ratownictwa Medycznego w Zgierzu, aby uruchomiono u nas zamiejscowy punkt nocnej i świątecznej pomocy medycznej - informuje portal rynekzdrowia.pl Izabela Dobrynin, rzecznik Urzędu Miejskiego w Ozorkowie.
Sam Ozorków ma 20 tys. mieszkańców, z gminą Ozorków ponad 35 tys. osób. Kryterium ludnościowego nie spełnia, ale liczy na przywrócenie zamiejscowego punktu nocnej i świątecznej pomocy, którą do marca świadczyło pogotowie ze Zgierza.
Niedawno (8 marca) pod Ozorkowem doszło do blokady drogi krajowej nr 1 Cieszyn-Gdańsk. Mieszkańcy Ozorkowa i Parzęczewa w proteście przeciwko likwidacji nocnej i świąteczną pomoc medyczną przez pięć minut przechodzili po przejściu dla pieszych, a później przez kwadrans przepuszczali samochody. I tak przez dwie godziny.
- Ludzie nie mogą się dostać nocą do odległego o 15 km Zgierza. Pekaesy nie mają nocnych kursów, tramwaj jeździ co dwie godziny. Nie każdego stać na taksówkę - tłumaczy zachowanie mieszkańców Izabela Dobrynin i dodaje, że jeśli nic się nie zmieni, to mieszkańcy pojadą do Łodzi i tam będą protestować .
Transparenty z niedawnej blokady ("Nie igrajcie z ludzkim życiem i zdrowiem”, "Liczą się ludzie a nie pieniądze”, "My też płacimy składki na NFZ”) mogą się przydać. Zachowują aktualność.
Źródło: rynekzdrowia.pl