Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

ImagePacjent przeszedł już kilka zabiegów kardiologicznych. I tym razem bolało go serce, ale lekarz z Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego ani myślał zawozić go na kardiologię. Jak to możliwe w instytucji, która właśnie dostała certyfikat ISO i chwali się, że coraz sprawniej ratuje chorych? - pyta Judyta Watoła.

Zdarzenie miało miejsce w Katowicach w połowie stycznia. Jego bohaterowie prosili o nieujawnianie nazwisk, ponieważ są znanymi osobami. - Mąż od dawna choruje na serce. Przeszedł kilka zabiegów. Tego dnia źle się poczuł, zadzwoniliśmy więc na kardiotele. To system pozwalający na zrobienie EKG przez telefon. Wynik był niepokojący. Lekarz z kardiotele powiedział, że sam wezwie karetkę - mówi żona pacjenta.

Karetka WPR przyjechała po 10 minutach, ale lekarz, mimo że wezwanie było od kardiologa, nie chciał zawieźć chorego na dyżur kardiologiczny do Górnośląskiego Centrum Medycznego w Ochojcu. Uparł się, że zawiezie go do szpitala w Murckach, choć tam jest tylko interna. - Zwróciłam mu uwagę, że to bez sensu. Pokazałam całą dokumentację męża. W arogancki sposób odpowiedział, że on tu decyduje. Wreszcie mąż nie wytrzymał i powiedział mu, że jestem profesorem medycyny. Lekarz zaczął nas przepraszać za zachowanie, ale mąż nie chciał już z nim jechać. Sama zawiozłam go na kardiologię do Ochojca - relacjonuje kobieta.

- Ja mogłam walczyć o męża, ale zwykły chory jest w takim starciu bez szans. Dlatego opowiedziałam tę historię - dodaje.

- Wraz ze służbami wojewody bardzo się staraliśmy, by do takich sytuacji już nie dochodziło. Jest inaczej i trzeba to uznać za porażkę - przyznaje prof. Lech Poloński, wojewódzki konsultant w dziedzinie kardiologii. Pogotowie jednak nie ma sobie nic do zarzucenia, bo uznaje, że wożenie chorych z zawałem akurat tam, gdzie się ich nie leczy, jest zgodne z art. 44 ustawy o ratownictwie medycznym. "Zespół ratownictwa medycznego transportuje osobę w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego do najbliższego pod względem czasu dotarcia szpitalnego oddziału ratunkowego lub do szpitala wskazanego przez dyspozytora medycznego. W przedstawionym przypadku o przewiezieniu pacjenta do szpitala w Murckach zdecydował lekarz, który uznał, że takie postępowanie ratownicze jest dla pacjenta najlepsze. Do WPR nie dotarła żadna oficjalna skarga na taką decyzję lekarza" - napisał do "Gazety" rzecznik WPR Jerzy Wiśniewski.

A zatem wszystko gra? Otóż nie! Rok temu alarmowaliśmy: ośrodków kardiologicznych leczących chorych z zawałem serca jest w województwie kilkanaście, a jednak pogotowie część pacjentów najpierw wozi do szpitali, gdzie kardiologii nie ma. Czekając na izbach przyjęć, chory traci cenny czas. Zawał polega bowiem na zatkaniu jednej lub kilku tętnic wieńcowych. Jeśli udrożni się je do dwóch godzin od wystąpienia bólu, serce może wyjść z zawału bez szwanku. Potem krzywa zniszczeń szybko idzie w górę. Po czterech godzinach - średnio po takim czasie chory z zawałem trafia w Polsce do specjalistycznego ośrodka - martwica może objąć nawet 50 proc. serca.

Po naszych artykułach szefowie Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego zatrzęśli się z oburzenia. Po pierwsze, zaprzeczali, że takie przypadki w ogóle mają miejsce, po drugie - nawet jeśli, to przecież "ustawa im tak każe". Urząd wojewódzki zarządził kontrolę, po której ogłoszono, że doskonale może nie jest, ale nie jest też całkiem źle, bo chory wieziony do szpitala bez kardiologii czeka tam na transport do właściwego ośrodka średnio tylko dwie godziny. Na "drobiazg", że są to godziny całkiem stracone i że mogą pacjenta kosztować zdrowie, nie zwrócono większej uwagi. Tak samo jak na to, że szpital musi wezwać do takiego chorego osobną karetkę, a to kosztuje kilkaset złotych. Biorąc pod uwagę to, że zawałów jest kilka tysięcy, marnują się setki tysięcy złotych.

Błąd w zarządzaniu, ale kto by się tym przejmował, skoro po wielu miesiącach starań szef WPR w asyście najwyższych urzędników w województwie właśnie odebrał certyfikat ISO w dziedzinie zarządzania jakością. - Pacjenci mają teraz 100 proc. pewność, że otrzymają od nas szybką pomoc, profesjonalną, zgodną z aktualną wiedzą medyczną, wykonywaną z poszanowaniem zasad etyki zawodów medycznych, a także etyki pracy i zarządzania. Krótko mówiąc: jesteśmy firmą godną zaufania - twierdzi Artur Borowicz, dyrektor WPR.

Krótko mówiąc: im lepsze samopoczucie mają ludzie w pogotowiu, tym mniej pacjenci powinni im ufać.

Twoja reakcja na artykuł?

Aby dodać komentarz, zaloguj się!

 

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account