Ratownik medyczny po dwóch latach policealnego studium nie powinien mieć tych samych uprawnień co ratownik po trzyletnich studiach licencjackich na uczelni medycznej - uważają specjaliści w dziedzinie medycyny ratunkowej.
– Chodzi o istotne różnice w programie nauczania, kadrze, czasie edukacji. Na przyszłego ratownika na uniwersytecie medycznym czeka 3800 godzin, w studium 2100 – mówi portalowi rynekzdrowia.pl dr Mariusz Goniewicz, szef Pracowni Ratownictwa Medycznego Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.Podkreśla, że nie chodzi o natychmiastową likwidację kształcenia policealnego w tej dziedzinie, ale o to, by zgodnie z prawem szkoły policealne dawały jedynie tytuł technika ratownika medycznego, który będzie zdecydowanie odróżniał się od tytułu licencjata uzyskanego na uczelni medycznej.
Zaznacza przy tym, że od kiedy w załogach karetek pogotowia ratunkowego ratownicy medyczni zastąpili lekarzy i pielęgniarki, oczekiwania w stosunku do ich pracy znacznie wzrosły.
– Mają być doskonale przygotowani teoretycznie, praktycznie, posiadać znajomość etyki zawodu i tajemnicy lekarskiej. To oni stoją na pierwszej linii, od nich zależy życie i zdrowie ludzkie, pierwsze decyzje i pierwsza pomoc. Tymczasem wielu z kierowców karetek, którzy musieli zdobyć uprawnienia ratownika medycznego, uzyskiwali je właśnie w dwuletnim policealnym studium w trybie wieczorowym, bez żadnej weryfikacji zdobytego wykształcenia – zaznacza dr Goniewicz.
Na łamach Gazety prof. Juliusz Jakubaszko, konsultant krajowy w dziedzinie medycyny ratunkowej przyznaje, że jednakowe traktowanie ratowników medycznych po uczelni medycznej i po studium, do którego można się dostać bez matury, jest ewenementem na skalę europejską.
W jego opinii rozwiązaniem problemu, mogłoby być wprowadzenie na uniwersytetach medycznych obowiązkowych, rocznych studiów wyrównawczych dla absolwentów szkół policealnych kształcących techników ratownictwa medycznego.
Źródło: rynekzdrowia.pl