O co chodzi w sprawie? Do zdarzenia doszło w sierpniu 2007 roku. Policyjny patrol dostał sygnał, że na uchwycie do flagi przed wejściem do jednego bloku wiesza się na pasku od spodni młody mężczyzna. Mieszkała tam jego była sympatia, z którą właśnie się rozstał i – jak twierdzi – mocno to wówczas przeżywał. Miłosny zawód w połączeniu z alkoholem pchnął mężczyznę do próby samobójczej. Policjanci, którzy przybyli na miejsce zobaczyli Tomasza Sz., który z zadzierzgniętym na szyi stryczku dynda w dziwacznej pozycji – nogami zahaczył o daszek przed klatką schodową, a w pozycji na wpółhoryzontalnej utrzymywał go zaciskający się coraz mocniej stryczek. – Eee, tam pasek mi się zaczepił o szczękę, pół nocy mogłem tak wisieć – bagatelizuje dziś tamte wydarzenia 29-letni Tomasz Sz..
Jeden z policjantów nożem odciął wisielca. Nieprzytomny mężczyzna upadł głową na beton. Doznał poważnych obrażeń głowy. Policjanci podjęli reanimację, przywrócili oddech rzężącemu desperatowi i wezwali karetkę. Lekarzom udało mu się uratować życie, choć spędził w szpitalu dwa miesiące.
Jakie obrażenia miał Tomasz Sz.? Krwiaki wewnątrz czaszki, stłuczenia i złamania skroni oraz szczęki. Kiedy mówi słychać świszczący oddech po tracheotomii. Ma też częściowo niesprawną lewą część ciała i padaczkę pourazową.
Za te urazy domaga się dziś 60 tys. zł odszkodowania od policji. – Gdyby nie to, że mój klient przyczynił się do całego zdarzenia, to kwota roszczenia na pewno byłaby większa – mówi pełnomocnik powoda mecenas Tomasz Musiał. Jego zdaniem policjanci powinni też wcześniej zatrzymać Tomasza Sz., bo tego samego dnia już raz próbował popełnić samobójstwo. Trafił na komendę po awanturze w domu, ale go wypuszczono.
Proces – na żądanie powoda – toczy się za zamkniętym drzwiami.
Szef szczecineckiej policji Józef Hatała nie pamięta, by kiedykolwiek doszło do podobnej sprawy. A pracuje już 37 lat.
Policjanci myśleli, że mężczyzna im podziękuje. - Za co miałem im podziękować? – dziwi się Tomasz Sz. – Za otwarte złamanie czaszki?
Źródło: gs24.pl