Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Ratownicy medyczni odwiesili protest, i grożą, że będą coraz ostrzej walczyć o swoje prawa. "Wyborczej" opowiadają, jak wygląda ich praca w karetce.
Rozmowa z ratownikami łódzkiego pogotowia

Agnieszka Urazińska: Ludzie mówią, że ratownik medyczny to ten, któremu nie udało się zostać lekarzem.
Ratownik 1: – Zawsze chciałem być ratownikiem. Już od dziecka, kiedy słyszałem sygnał karetki, czułem przypływ adrenaliny. Wiedziałem, że chcę ludziom pomagać. Jeżdżę w zespole od 11 lat.

Ratownik 2: – Ja od ponad 20. I też mnie nikt do pracy w pogotowiu nie zmuszał. Można to chyba nazwać misją.

 

To był dobry wybór?
Ratownik 1: – Tak. Ratujemy ludzkie życie. Ale zdecydowanie częściej stykamy się z absurdami i wyjeżdżamy do nieuzasadnionych wezwań. Jakieś 70 procent to wezwania do bzdur. Gdybyśmy rzeczywiście wyjeżdżali do pilnych spraw, tych wyjazdów byłoby może 4-5 w czasie 12-godzinnego dyżuru. A w niektórych łódzkich dzielnicach jest nawet po 14.

Ratownik 2: – Jak była awantura o karpie w Lidlu, to jeden emeryt wygrał swoją porcję, wyszedł przed sklep i zadzwonił po karetkę z prośbą, żeby go do domu zawieźć.

Czytaj więcej: lodz.wyborcza.pl

Twoja reakcja na artykuł?

Aby dodać komentarz, zaloguj się!

 

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account