Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Najgorsze są nagłe zgony, duże katastrofy i urazy dziecięce. To one zostają przed oczami najdłużej. Widok policjanta, który postrzelił się w głowę czy człowieka zmiażdżonego przez trolejbus to wiele, nawet dla doświadczonego ratownika. Kolejnym bohaterem cyklu "Ludzie Trójmiasta" jest Łukasz Wrycz-Rekowski, ratownik medyczny z 12-letnim stażem.

Z Łukaszem umawiam się przed południem w jednej z kawiarni w Gdyni. Choć kilka godzin temu skończył nocny 12-godzinny dyżur w Miejskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Gdyni, opowiadając o swojej pracy, pozostaje pełen energii. Znowu do karetki wsiądzie nazajutrz o godz. 7 rano i będzie dyżurował do 19. Ale tym razem to nie koniec, bo teoretycznie o tej samej godzinie musi być już w gdańskim Copernicusie. Kolejny dyżur trwający połowę doby rozpoczyna się idealnie na zakładkę.

- 24 godziny to niedużo - zaznacza Łukasz Wrycz-Rekowski. - Kiedy nie ma interwencji, mogę zjeść, obejrzeć telewizję, przespać się. Ale gdy zadzwoni telefon mam około minuty, by znaleźć się w karetce. W ciągu 12-godzinnego dyżuru wyjeżdżam średnio 5-7 razy. Najwięcej 14. Najdłuższy dyżur? Cztery dni pod rząd. Dałem radę.

 

Odebrać poród, przywrócić życie, odwszawić bezdomnego

Musi wiedzieć, jak radzić sobie w sytuacji zagrożenia życia. Ma uprawnienia do interpretacji EKG, zna farmakologię, elementy podstawowego badania neurologicznego, internistycznego, chirurgicznego, okulistycznego. Nie rozwiąże złożonego problemu ginekologicznego, ale poród już odbierze. Czasami kobiety zwlekają i akcja porodowa jest już tak zaawansowana, że nie ma czasu na jazdę do szpitala. Łukaszowi tylko raz zdarzyło się własnoręcznie przyjąć dziecko na świat, ale wspomina ten dzień jako jeden z najbardziej satysfakcjonujących momentów w swojej karierze.

Ale nie zawsze jest miło. Kiedyś na oddział przywieźli kobietę znalezioną na śmietniku w pomorskich Kolbudach. Temperatura ciała: 28 stopni. Ale żyła. W takich przypadkach najpierw trzeba podnieść temperaturę we wnętrzu - wprowadzając ciepły płyn przez cewnik do pęcherza lub przy pomocy sondy do żołądka. Ogrzewać wychłodzonego człowieka nie można szybciej niż stopień na godzinę, by nie zszokować organizmu. Minęły cztery godziny zanim Łukaszowi i jego współpracownikom udało się przywrócić kobiecie funkcje życiowe. Potem mycie i odwszawianie, bo to też należy do ich obowiązków. Podziękowanie? "Dawać ku**a moją torebkę" - usłyszeli.

Więcej: trojmiasto.pl

Twoja reakcja na artykuł?

Aby dodać komentarz, zaloguj się!

 

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account