Wojewódzki Szpital Zakaźny przy Wolskiej zażądał pieniędzy za zbadanie strażaka ochotnika, który po skaleczeniu miał kontakt z krwią rannego w wypadku mężczyzny. - Myśleliśmy, że jesteśmy chronieni - mówi z rozgoryczeniem strażak OSP Grzegorz Nizio.
Nad ranem w Ożarowie Mazowieckim doszło do śmiertelnego wypadku. Na miejsce przyjechali strażacy-ochotnicy. Wyciągnęli poszkodowanego z auta.
- Reanimowałem człowieka, a po chwili kolega mnie zmienił. Ja zamykałem rany otwarte, miałem zakrwawione rękawiczki, skaleczyłem się i doszło do kontaktu krwi poszkodowanego z moją – relacjonuje Grzegorz Nizio z OSP w Ożarowie Mazowieckim. Mężczyzny nie udało się uratować.
"Myślałem, że jesteśmy chronieni"
Jak mówi, na miejscu był lekarz, który pobrał krew od zmarłego i kazał strażakowi pojechać do szpitala zakaźnego. Miał zrobić badania, żeby sprawdzić, czy niczym się nie zaraził.
– Tam zaczęła się cała nieprzyjemna sytuacja – mówi Nizio.
- Odmówiono mi na początku wykonania badań. Godzinę trwały ustalenia, kto ma za takie badania zapłacić. Myśleliśmy, że jako strażacy jesteśmy chronieni przez służbę zdrowia – mówi z rozgoryczeniem strażak.
Czytaj więcej: tvnwarszawa.tvn24.pl