Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Nie chodzi wyłącznie o pieniądze. Pielęgniarki kończą 5-letnie studia, jednak lekarze cały czas widzą w nich tylko osoby mające usługiwać i im, i pacjentom - mówi w wywiadzie dla DGP Wojciech Szendzikowski, specjalista chorób wewnętrznych, lekarz izby przyjęć szpitala klinicznego w Łodzi.

DGP: Nie przemęczają się. Tak większość z nas ocenia pielęgniarki. Ile jest w tym prawdy?
Wojciech Szendzikowski, specjalista chorób wewnętrznych, lekarz izby przyjęć szpitala klinicznego w Łodzi: - Każdego, kto tak mówi, zapraszam na dyżur na izbę przyjęć do mojego szpitala. Przez 24 godziny dyżuru lekarze, pielęgniarki, salowe i ratownicy nie mają nawet sekundy dla siebie. Nikt z zespołu nie ma czasu, by się tej przysłowiowej herbaty napić. A nieraz i się wysikać. W ciągu doby trafia do nas do 100 osób w różnych stanach - od takich, które wymagają reanimacji, po takie, że kogoś od tygodnia bolał brzuch i w końcu poszedł do lekarza. To jest ciężka praca. Również fizyczna.
Może tak jest u was. Może to specyficzne miejsce.

- Pewnie są miejsca, w których pielęgniarki mogą posiedzieć, ale to przypadki nieliczne. Wie pani dlaczego? Statystyka: pielęgniarek jest za mało. Duża grupa, która dopiero kończy studia, po prostu nie idzie do pracy - uprawnień nie odbiera aż połowa z nich. Część wyjeżdża za granicę, by lepiej zarabiać. Kolejne przechodzą na emeryturę, bo już nie dają rady. To zawód nie tylko obarczony stresem, ale także i zwykłą fizyczną pracą - proszę podnieść pacjenta ważącego 80-90 kilogramów. Poza tym długość życia się wydłuża, jest coraz więcej chorych w bardzo ciężkim stanie, którzy trafiają do szpitala, wymagających zwiększonej obsługi.


Skąd się zatem biorą te negatywne opinie o pielęgniarkach. Rodzice skarżą się, że pielęgniarki kazały im przebierać dziecko, nie zmieniły pampersa.
- A muszą to robić? Trzeba się zastanowić, jaki jest ich zakres obowiązków. Odwrócę perspektywę. Polak z reguły jest marudny: płaci i wymaga. Tak samo jest, kiedy trafia do szpitala. Jego stosunek do personelu, w szczególności do pielęgniarki, jest taki, że ma się nim zaopiekować i taka jest jej rola. A jeżeli mamy jedną czy dwie pielęgniarki dyżurne na 60-łóżkowy oddział, czasem bez salowej, bo i tak bywa, to trudno, by każdy chory był noszony na rękach, miał wymalowane paznokcie, wymyte zęby i zaplecione warkoczyki. Tego się nie da zrobić, bo to nie jest sanatorium. Często też pielęgniarki są gdzie indziej, bo komuś się pogorszyło i trwa właśnie akcja ratowania zdrowia lub życia. I nie pojawią się tak po pstryknięciu palcami. A potem ten pacjent, który pstryknął i nikt się nie zjawił, opowiada, że go lekceważą. Przez 34 lata obserwowałem podobne zjawisko: są osoby, które gdy trafiają do szpitala, każą się obsługiwać. Zyskują hrabiowski tytuł.

Czytaj więcej: praca.interia.pl

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account