Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Image- Przez cztery dni byłam wprowadzana w błąd - stwierdziła minister zdrowia Ewa Kopacz po zerwaniu rozmów z Ogólnopolskim Związkiem Zawodowym Pielęgniarek i Położnych. Jak podkreślała, przez ten czas myślała, że chodzi o wypracowanie takiego kompromisu, by pielęgniarki kontraktowe nie były zmuszane do pracy ponad miarę i zawierania kontraktów wbrew ich woli. Dziś usłyszała, że chodzi o całkowity zakaz takiej formy zatrudnienia. Zdaniem Kopacz nie jest to możliwe po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2005 roku. Na takim samym stanowisku stoi Stowarzyszenie Pielęgniarek i Położnych Kontraktowych.

Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej Kopacz tłumaczyła, że obecnie na kontraktach, czyli umowach cywilno-prawnych, pracuje 5 tys. pielęgniarek. Proporcjonalnie jest ich mniej, niż w przypadku lekarzy zatrudnionych na kontraktach.

O czym były rozmowy?

Jak przypominała, możliwość zatrudniania na kontraktach istnieje od 1998 roku. Natomiast w 2005 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że zakaz zatrudniania na takich zasadach lekarzy i pielęgniarek byłby sprzeczny z ustawa zasadniczą.

Jak mówiła minister, z jej punktu widzenia rozmowy z OZZPiP dotyczyły tego, jakie zastosować zabezpieczenia, by pielęgniarki nie były przymuszane do zawierania kontraktów i pracy w nadmiernym wymiarze godzin. - Sądziłam, że znalazłam zrozumienie u tych pań, aż do dzisiaj. Dzisiaj okazało się, że nie jest ważne, czy będą zabezpieczenia. Dzisiaj okazało się, że ważne jest, aby nie było możliwości zatrudniania na kontraktach - mówiła Kopacz.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

ImageKrystyna Grzenia, dyrektor Szpitala Specjalistycznego Św. Wojciecha w Gdańsku-Zaspie zapowiada, że w najbliższych dniach będzie miała przygotowane zawiadomienie do prokuratury w sprawie decyzji dyrektor Pomorskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ, Barbary Kawińskiej.

Chodzi o problem z finansowaniem karetki N. Portal rynekzdrowia.pl rozmawia z obiema stronami tego sporu. Zdaniem dyrektor lecznicy w Gdańsku-Zaspie, brak kontraktu na przewozy karetką N (neonatologiczną) uniemożliwia wykonywanie świadczeń ratujących życie noworodkom.

- Poprosiłam prawnika obsługującego szpital o przygotowanie doniesienia do prokuratury na Barbarę Kawińską, dyrektor POW NFZ, ponieważ nieprzejednane stanowisko Funduszu w sprawie finansowania, uniemożliwia wykonywanie świadczeń ratujących życie - mówi w rozmowie z portalem rynekzdrowia.pl dyrektor Krystyna Grzenia.

Dwie kalkulacje

Karetka N służy do przewozu noworodków z zagrożeniem życia. Ma na wyposażeniu m.in. inkubator transportowy oraz inny sprzęt służący do podtrzymywania funkcji życiowych małych pacjentów.

- Dyrektor pomorskiego oddziału Funduszu założyła w planie finansowym, że poziom finansowania na poziomie 3270 zł na dobę musi pozwolić na zapewnienie przewozów karetką N, jednak tak nie jest - tłumaczy nam Krystyna Grzenia. Jej zdaniem NFZ chce zmusić szpital do realizowania świadczeń znacząco poniżej kosztów własnych placówki.

Jak informuje, skalkulowana przez lecznicę - w oparciu o rzeczywiste koszty - stawka dobowa na karetkę N wynosi 4500 zł. Dyrektor przedstawiła tę propozycję 16 marca br. na posiedzeniu rady pomorskiego Funduszu.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

ImageBiologiczną zastawkę najnowszej generacji wszczepiono pacjentce szpitala MSWiA. Urządzenie powinno działać bez wymiany nawet 40 lat.

Zastawkę aortalną wykonaną z osierdzia wołowego dostała ponad 50-letniej kobieta. Zdaniem prof. Kazimierza Suwalskiego, kierownika kliniki kardiochirurgii szpitala przy Wołoskiej, biologiczne zastawki to przyszłość. - Budową jest najbardziej zbliżona do zastawki ludzkiej. Przede wszystkim wyróżnia ją to, że montuje się ją na tytanowym stelażu zamiast na plastikowym. Ten materiał deformował się podczas długoletniego przepływu krwi. Dlatego takie zastawki trzeba było wymieniać po 15-20 latach, ta powinna działać dwa razy dłużej.

Prof. Suwalski podkreśla, że wyniki przepływu krwi przez nową zastawkę są podobne do tych, które mają zdrowi ludzie. Kolejny plus to fakt, że pacjentka nie będzie musiała do końca życia przyjmować leków przeciwzakrzepowych jak przy zastawkach sztucznych (o konstrukcji plastikowo-metalowej). Na zastawkach biologicznych nie tworzą się zakrzepy. 

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
ImageZarządzający publicznymi szpitalami nie kryją, że kiedy sytuacja finansowa ich lecznic była stabilna, praca lekarzy w kilku placówkach im nie przeszkadzała.

Publiczne placówki, które przegrały batalię o kontrakty z nowymi podmiotami, mają pretensje do swoich lekarzy, że pracują również na rzecz konkurencji. W Gdańsku, Bydgoszczy, Lublinie, Chełmie pracodawcy wprowadzają lub przymierzają się do wprowadzenia w umowach o pracę klauzul lojalnościowych. 
 
W Lublinie akcja nakłaniania lekarzy do podpisywania umów o zakazie konkurencji ma zorganizowany charakter i prowadzona jest pod auspicjami Konwentu Szpitali Wojewódzkich, Klinicznych i Resortowych, który zrzesza największe lecznice w mieście. Może doprowadzić do ograniczenia zjawiska "wieloetatowości" w publicznych szpitalach Lublina albo do tego, że lekarze zaczną z nich odchodzić. 
 
W innych miastach - przynajmniej na razie - sprawa dotyczy pojedynczych pracodawców. 
 
Jak powiedział nam Jacek Solarz, przewodniczący Konwentu, zarazem lekarz i dyrektor Samodzielnego Publicznego Szpitala Wojewódzkiego im. Jana Bożego w Lublinie, celem założonego w 2008 r. stowarzyszenia jest wypracowanie wspólnego stanowiska wobec wielu niedociągnięć w kontraktach z NFZ.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

ImageSzpital Raszei jako jeden z czterech ośrodków w Polsce dostanie aparat do ratowania pacjentów zatrutych czadem. Co roku z tego powodu w Wielkopolsce umiera ponad 60 osób.

Na oddział toksykologii w miejskim szpitalu im. Franciszka Raszei w ubiegłym roku trafiło 150 osób z całej Wielkopolski z zatruciem tlenkiem węgla ze starych piecyków i nieszczelnych instalacji wentylacyjnych. Ostatnio m.in. w stanie krytycznym 54-latka z Konina.

- Zatrucie czadem jest bardzo niebezpieczne, bo powoduje niedotlenienia centralnego układu nerwowego. A w konsekwencji: udar, kłopoty z pamięcią, uszkodzenia wzroku, węchu, zanik mowy, spadek ilorazu inteligencji. Niestety bardzo często też śmierć - mówi Magdalena Łukasik-Głębocka, ordynator oddziału toksykologii w szpitalu Raszei. Prof. Roman Wachowiak z katedry i zakładu medycyny sądowej w Poznaniu podaje, że rok temu lekarze potwierdzili 60 przypadków śmiertelnego zatrucia tlenkiem węgla.

Niewielki przenośny aparat ClearMate waży sześć kilogramów, szybko i bardzo bezpiecznie eliminuje z organizmu śmiertelny gaz (w tempie porównywalnym do zabiegu w komorze hiperbarycznej).

Gdy zadebiutował dwa lata temu, okrzyknięto go przełomowym odkryciem w leczeniu pacjentów zatrutych tlenkiem węgla od dziesięcioleci. A wymyślił go Polak, dr Ludwik Fedorko, który pracuje w kanadyjskiej firmie innowacyjnej Thornhill Research.

 

Don't have an account yet? Register Now!

Sign in to your account